DIALOG KONSTRUKTYWNY LVIII

Karabeusz (K). Jesteś autorem wierszy, fraszek, skeczów satyrycznych w naszym blogu. Chciałbym, abyś coś o tym od kuchni powiedział. Nie każdy ma umiejętność pisania wierszem, dlatego takie informacje mogą być ciekawe. Jak to się u ciebie zaczęło?

Tadeusz Miłowit Lubrza (TML). Szczerze mówiąc, nie bardzo pamiętam szczegóły. Zaczęło się chyba tak, że uczęszczałem w latach 60-tych XX wieku na majowe targi książki organizowane na Rynku Krakowskim. W czasie kiermaszu miałem przyjemność zobaczyć niektórych autorów podpisujących swoje utwory. Wśród nich byli: Jan Izydor Sztaudynger, Witold Zechenter i Marian Załucki. Kupowałem ich tomiki wierszy, fraszek, czytałem je i polubiłem utwory satyryczne.

K. Wiele osób lubi czytać satyrę, ale nie potrafi jej tworzyć. Co było impulsem w twoim przypadku?

TML. Pierwsze dwa wiersze napisałem w szkole średniej na temat samorządu uczniowskiego i patrona szkoły. Nie spotkały się z konkurencyjnym odzewem, stąd nie miałem impulsu do dalszego pisania.

K. Co, stało się przełomem?

TML. Myślę, że z jednej strony rozczytywanie w literaturze satyrycznej, która pokochałem a także rola nauczyciela z języka polskiego prof. Adama Kochanika, który w III klasie prowadził niestandardowe lekcje poetyki Młodej Polski. Profesor pobudzał wyobraźnię do różnorodnego rozumienia poezji, przypisując jej wartość znaczeniu dla każdego interpretatora. Nie ograniczał tej literatury do naukowego rozumienia, ale stwierdzał, że każdy ma prawo w niej dojrzeć coś innego, byleby tylko potrafił racjonalnie uzasadnić swój punkt widzenia.

K. To ciekawe. Nie spotkałem się z takim podejściem.

TML. Było to absolutnie nowatorskie potraktowanie literatury pięknej, przynoszące zainteresowanie nią młodzieży. Pamiętam, jak z wypiekami na tworzy prześcigaliśmy się w interpretowaniu trudnych utworów młodopolskich. Był to chyba dla mnie moment przełomowy, gdyż uzmysłowiłem sobie, jaką wszechstronną wartość ma słowo wierszowane. Jak kilka słów fraszki można wielorako rozumieć. Zacząłem, więc pisać takie drobne utwory satyryczne, gdyż ten dział poezji najbardziej mnie interesował.

K. Jak powstaje taka twórczość i co oznacza dla ciebie wena, konieczna w tej działalności?

TML. Nie mam szerszych poglądów w tym zakresie, gdyż jestem wyłącznie amatorem, niewymieniającym doświadczeń z profesjonalistami. Mogę tylko powiedzieć, jak ja rozumiem, odczuwam wenę. Jako amator, nigdy nie pisałem i pewnie nie będę pisał nic na zamówienie, dlatego mogę stwierdzić, że pisuję jedynie pod wpływem weny.

K. Co to jest takiego?

TML. Niektóre zjawiska są bardzo trudne do precyzyjnego opisania, ale spróbuję. Budzę się ze snu i przychodzą mi do głowy myśli na określony temat, układające się w ciąg wierszowany. Natychmiast biorę papier i długopis, przelewając je szybko na trwałe, aby nie uleciały z pamięci. Kieruję samochodem, będąc skoncentrowanym za kierownicą i nagle odbieram układający się wierszowo ciąg myśli. Zatrzymuję auto w bezpiecznym miejscu i przelewam słowa na papier.

K. Czym, zatem jest konkretnie wena? Czy możesz ją sprowokować, przywołać?

TML. W typowym rozumieniu nie mogą. Ona na rozkaz nie zaistnieje. Spróbować można pośrednio ją wywołać. Jeżeli jakiś problem mocno mnie bulwersuje i analizuję go dogłębnie, to zauważyłem po pewnym czasie przypływ weny.

K. Nie zdarzyło ci się napisać wiersza na zamówienie np. w sferze prywatnej, z okazji jakiejś rocznicy, czy innej uroczystości?

TML. Oczywiście takich utworów trochę napisałem. Powstały one jednak w wyniku weny wywołanej.

K. Czyli odróżniasz dwa rodzaje weny. Czym szczególnym charakteryzuje się ta typowa?

TML. Pojmuję ją, jako swoistego rodzaju umiejętność otrzymaną od Opatrzności, która jak mi się wydaje w jakimś zakresie steruje moją twórczością.

K. Na jakiej podstawie tak sądzisz?

TML. Na razie jeszcze w pełni sprawnie kieruję swoim umysłem, stąd znam zakres problemów, którymi na co dzień żyję. Tymczasem naturalna wena zaskakuje mnie czasem swoim przedmiotem, wychodząc poza bieżące intensywne moje myśli.

K. Dlaczego nie zdecydowałeś się na profesjonalną książkową publikację utworów, choć ilościowo masz ich sporo? Wiem, że napisałeś ponad 1.000 wierszy, ponad 4.000 fraszek i ponad 500 limeryków.

TML. Dzisiaj każde wydanie książkowe wymaga odpowiednich nakładów finansowych, a ja, jako amator nie mam szans na sponsora. Publikacja w blogu, mnie emeryta nic nie kosztuje i dlatego na nią się zdecydowałem.

K. Wydawałeś jednak swoje utwory systemem chałupniczym, w formie przez siebie zrobionych „składanek”…

TML. Zgadza się. Dopóki pracowałem zawodowo, dla koleżanek i kolegów, a także znajomych sporządzałem takie składanki, wychodząc z założenia, że wytwór daru otrzymanego od Opatrzności nie ma leżeć w szufladzie, ale powinien służyć innym, choćby tylko do śmiechu i radości.

cdn.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *