ILUZJA PAŃSTWA I PRAWA…

Mamy batalię o status prawny Kamińskiego i Wąsika. Jedni uważają, że są posłami, a inni, że powinni siedzieć w więzieniu. Nie przesądzając słuszności jednego, czy drugiego poglądu, stawiam tezę o absurdzie, w jakim znalazło się polskie państwo i prawo.

W kraju, w którym prawo nic nie znaczy, bo może być dowolnie interpretowane dla politycznych potrzeb, zachodzi pytanie, po co ten system i czy w ogóle państwo jeszcze spełnia swoją właściwą rolę oraz czy rodacy chcą nadal uczestniczyć w tej komedii?

Prawo pewnie służy gnębieniu szarego obywatela, który w relacji z władzą ma minimalne szanse powodzenia. Ułomny system prawny rządzący wykorzystują dla własnych celów, czyli skutecznie oszukują ogół rodaków m.in. o tym, że istnieje praworządność.

Kolejna bajka, to demokracja, w której władzę zwierzchnią sprawuje naród, to znaczy my wszyscy. A jeśli tak, to chciałbym usłyszeć od profesorów nauk prawnych obu stron sporu politycznego, co możemy skutecznie uczynić, aby tę niechcianą sytuację zlikwidować?

Przy funkcjonującej praworządności jedna albo druga strona sporu politycznego ma rację, o czym rozstrzyga wiążąco wykładnia ustaw, a tymczasem takiego prawnego mechanizmu nie ma, stąd jeszcze trochę a sprawiedliwości będziemy dochodzić jak na Dzikim Zachodzie…

Wobec braku publicznych wyjaśnień, stawiam pytanie, po co łożymy miliony złotych rocznie na produkcję prawniczych dyplomatołków, którzy nie są zdolni do przywrócenia porządku prawnego, w wyniku wprowadzenia do Konstytucji legalnej wykładni ustaw?

Po co nam kształcenie profesorów nauk prawnych, którzy np. tak jak jeden ze znawców prawa europejskiego powiadają, że w prawie nie zawsze jedna strona ma rację, czasem prawda leży pośrodku! Oryginalna teza, ale sprzeczna z pojęciem praworządności.

Znaczeniowo, to jakiś kompletny dyrdymał, ponieważ prawo ma być stosowane tak, jak brzmi jego litera, a nie dwuznacznie. To błędne twierdzenie świadczy o tragicznym poziomie absolwentów wydziałów prawa i administracji naszych uniwersytetów!

Społeczeństwo potulnie na to się godzi, dając przyzwolenie na powszechne nieustające spory polityczno-prawne. Kłótnie mogą jakiś czas występować, ale w efekcie odpowiedniego mechanizmu prawnego powinny być wiążąco rozstrzygnięte.

Tymczasem u nas tych rozstrzygnięć nie ma, bo nie obowiązuje prawo, ale siła polityczna będąca zalążkiem ustroju reżimowego. Gdzie obowiązuje wola polityczna z pominięciem już istniejącego prawa mamy do czynienia z dyktaturą a nie demokracją.

Nic tu nie znaczą filozoficzne wypowiedzi profesorów nauk prawnych, prezentujących się, jako wielkie autorytety, gdyż ich argumentacja z założenia jest fałszywa, opierająca się na tytule naukowym a nie rzetelnej wiedzy, ponieważ pomijają fundamentalne zasady prawa.

Aby nie być gołosłownym, podam przykład. Mamy kardynalną zasadę mówiącą, że nikt nie może być sędzią we własnej sprawie, o czym wie nawet przedszkolak. Zasada bezstronności każdego sędziego znajduje wyraźne odzwierciedlenie w art. 45 ust. 1 Konstytucji RP.

Tymczasem szacowni profesorowie nauk prawnych reprezentujący obie strony polskiego konfliktu polityczno-prawnego jednolicie zaakceptowali Trybunał Konstytucyjny orzekający o zgodności z Konstytucją ustawy o Trybunale Konstytucyjnym!

Jest to niedopuszczalne, a tymczasem takie bezprawie tolerował nie tylko ówczesny rząd, w tym Minister Sprawiedliwości oraz Rzecznik Praw Obywatelskich, ale także Prezydent RP w randze doktora nauk prawnych najstarszego naszego Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Czy mamy do czynienia z głupcami, którzy zapomnieli żelazne zasady prawa przyswojone na uniwersytecie? Myślę, że nie, gdyż to samo zrobiła tzw. Komisja Wiedeńska złożona z najwybitniejszych europejskich profesorów nauk prawnych.

Trudno to grono podejrzewać o nieuctwo prawne. Oni po prostu świadomie, z premedytacją przyjęli polityczne a nie jurydyczne pojmowanie przepisów. Dla nich prawo przestało mieć w swej istocie fundamentalne znaczenie, gdyż wyparła je polityka.

Cała reszta to teatr medialny dla nizinnej gawiedzi, oparty na własnym profesorskim autorytecie, mówiącym, że jeżeli istnieje w Konstytucji luka, to zamiast poprawnie znowelizować ustawę zasadniczą, można z niej wyczytać nieistniejące uprawnienia…!

Ten mechanizm umożliwiła zwodnicza ustawa zasadnicza nienadająca suwerenowi żadnych uprawnień z zakresu demokracji bezpośredniej, choć ustrój jest zapisany w art. 4 ust. 2 Konstytucji RP, jako demokracja pośrednio bezpośrednia.

To nie jest konstytucja demokratycznej Polski, lecz ustawa stworzona przez postkomunistów zmierzająca do miękkiego lądowania tej opcji politycznej w tworzącym się dopiero demokratycznie kraju, czyli akt będący ułudną, oszukańczą ustawą zasadniczą.

Jego zapisami społeczeństwo zostało generalnie zwiedzione, dostrzegając jedynie rozdział Konstytucji stanowiący o doniosłych prawach obywatelskich, których zapewnienia żadna wykładnia wiążąca nie chroni.

Z tych przyczyn władza w miarę upływu czasu od wejścia w życie Konstytucji RP coraz bezczelniej postępuje z suwerenem w zakresie łamania jego praw obywatelskich, co dowodzą tysiące audycji na temat kompletnego bezprawia różnych organów państwa.

Przy takim stosowaniu prawa i politycznej propagandowej ułudzie, społeczeństwo nie godząc się na oszustwa przez sprawujących władzę, bo to narusza także jego osobiste indywidualne interesy, ma zasadniczo tylko jedno poprawne wyjście.

Trzeba tworzyć ruch o nazwie „Solidarność” i zacząć budować nową konstrukcję kraju demokratycznego, dającą suwerenowi referendalne prawo decydowania na swój wniosek o najważniejszych wymienionych w Konstytucji sprawach dla państwa i narodu.

W nowej Konstytucji należy system prawny ze stojącego na głowie przywrócić na nogi, poprzez zapisanie legalnej, wiążącej wykładni ustaw, bo inaczej politykierzy będą nas nadal totalnie robić w konia. Wiążąca powszechnie wykładnia zwiąże ręce politykom, nakazując stosować prawo nie tak jak oni uważają, ale tak, jak stanowi jego litera.

Karabeusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *