Motto: synkretyzm, czyli kabaretowa matura…
Dzisiaj maturzyści zdają egzamin tzw. poszerzony z języka polskiego. Pierwsze pytanie dotyczy synkretyzmu, będącego pojęciem na poziomie wyższych studiów polonistycznych. Usiłuje się pozorować ważność matury przy pomocy trudno zrozumiałych zwrotów, podczas gdy sprawdzian na poziomie podstawowym nie odpowiada pojęciu egzaminu dojrzałości.
W tym miejscu nawiązuję nieco do opublikowanego w blogu opracowania pt. „Matura”. Definicyjnie, po zdaniu matury młody człowiek powinien być dobrze przygotowany do dorosłego życia, jakie go czeka.
Struktura zagadnień maturalnych powinna być taka, aby ocenić w jakim stopniu maturzysta wiedzę posiadł. Dorosłość polega na umiejętności prawidłowego bytowania w społeczeństwie tworzącym wspólnotę o nazwie państwo.
Podchodzący do matury powinien wykazać, że zna ABC z zakresu prawa, ekonomii, polityki i mediów. Takiego sprawdzianu brak, dlatego matura nie jest egzaminem dojrzałości. Przyczyna prozaiczna – nie można wymagać od ucznia czegoś, czego on przez kilkanaście lat edukacji nie został nauczony!
W konsekwencji, po zdaniu matury młody człowiek wkracza w dorosłe życie nieprzygotowany do funkcjonowania w organizmie społecznym nazywanym państwem, ponieważ przez kilkanaście lat konkretnych zagadnień nie przyswoił.
Mamy przedmiot zajmujący się nauką o społeczeństwie, tyle, że w jego ramach króluje sloganizm, a nie konkrety nadające się na maturze do sprawdzenia. Potrzeba sprowadza się do zmiany modelu edukacji, który jest wadliwy, gdyż nie uczy młodego pokolenia najważniejszej wiedzy koniecznej do dorosłego funkcjonowania w społeczeństwie.
Aby nie być gołosłownym, podam parę konkretów potwierdzających postawioną tezę. W ramach przedmiotu przewidującego wiedzę o sposobie organizacji społeczeństwa, młody człowiek otrzymuje informację o funkcjonowaniu w ustroju demokratycznym.
Demokracja jest mu przekazywana we wszelkich rodzajach deklinacji, tyle, że o jej istocie nic się nie mówi. Wobec tego jest przekonany, że żyje w ustroju demokratycznym, posiadając władzę zwierzchnią, jak to przewiduje Konstytucja RP, tymczasem funkcjonujący ustrój nie odpowiada definicyjnemu pojęciu tej instytucji.
Uczniowie wprowadzani w błąd, sądzą, że ustrój, w jakim przychodzi im egzystować, jest rzeczywiście najwyższą formą zdobyczy modelu sprawowania władzy, tymczasem tak nie jest, o czym przekonują się praktycznie dopiero po wielu latach dorosłości.
Ze zdziwieniem niektórzy po dziesiątkach lat odkrywają przysłowiową Amerykę w postaci stwierdzenia, że jako przedstawiciele suwerena nie mają nic wiążącego do powiedzenia, ponieważ nie przypisano im w ustawie zasadniczej ani jednego stanowczego uprawnienia.
Funkcjonujący ustrój demokratyczny, a raczej jego wypaczona odmiana jest rozwiązaniem służącym politykom, a nie społeczeństwu, któremu się tylko wydaje, że ma jakąś władzę, sprowadzającą się w rzeczywistości do iluzji.
Dlaczego definicyjnego pojęcia demokracji nie przybliża się uczniom szkół powszechnych? Odpowiedź jest prosta i zgodna z tym, co można wywieść z literatury polskiej ot, choćby z „Ody do młodości” autorstwa wieszcza Adama Mickiewicza.
Młode pokolenie znajduje się w okresie rozwoju sprzyjającym zmianom i działaniom nawet rewolucyjnym, a politykom nie pasuje żadna zmiana, nie mówiąc już o rewolucji. Z tego powodu rzeczywistość ustrojowa jest gloryfikowana, jako ostatecznie najlepiej skonstruowana, aby czasem nie dopuścić do jakichś jej zmian.
W ramach religii, czy etyki młodzież pobiera wiedzę z zakresu zasad dekalogu, w efekcie czego tłumaczy się jej szczegółowe zasady, których przestrzeganie ma zapewnić system prawny oraz cały aparat wymiaru sprawiedliwości.
Na temat prawa, dociekliwa młodzież otrzymuje informacje sloganistyczne stwierdzające, że nie da się stworzyć idealnego modelu prawnego, stąd w realu mamy do czynienia z różnymi interpretacjami regulacji prawnych i dalej ta wiedza nie sięga.
Nie tłumaczy się uczniom, że w Polsce funkcjonowała legalna, wiążąca wykładnia ustaw sprzyjająca właśnie sprawiedliwemu, jednakowemu stosowaniu przepisów prawa, bo a nóż, ci młodzi gremialnie zażądaliby jej przywrócenia?
Tymczasem politycy absolutnie nie są tym zainteresowani, bo to związanie jednoznacznie rozumianym prawem krępowałoby im ręce w zakresie polityki polegającej na systematycznym robieniu całego społeczeństwa w balona…
Utrudniałoby poważnie opowiadania w kampaniach wyborczych o gruszkach na wierzbach…, zmuszając polityków do konstruktywnego działania w naszym, a nie w ich interesie, a oni bronią swoich apanaży przysłowiowymi rękami i nogami…
Uczciwość ekonomiczna polega na tym, że każda transakcja ma przynosić tzw. dobro dodane, w postaci wyrobu lub usługi, a jeśli go nie przynosi, to jest zwykłym złodziejstwem. Tymczasem politycy już chyba na całym świecie propagują zdobywanie korzyści materialnych za pomocą funkcjonowania sztucznej inteligencji, bez efektu dobra dodanego.
Mimo nauczanych jeszcze w szkołach zasad dekalogu, jakoś nikogo to nie oburza, gdyż nie słychać i nie widać żadnych ruchów społecznych sprzeciwiających się tej nieuczciwości, która sprzyja okradaniu całej społeczności ziemskiej przez finansowych krezusów…
Puszczenie w światowy obieg nieuzasadnionej gotówki powoduje powtarzalne kryzysy gospodarcze, w wyniku których wszyscy ponosimy stratę, z wyjątkiem tych, którzy, trzymają w rękach niemal całe bogactwo świata, dlatego taka nieuczciwa zabawa leży w ich interesie. Bogacze tę grę naszym kosztem prowadzą na giełdach od wieków.
Potencjalny dostęp do wiedzy stanowi dla nich poważne zagrożenie, stąd przy pomocy sztucznej inteligencji usiłują dla pozoru dzielić się bogactwem, z co bardziej cwanymi, nieuczciwymi szarymi obywatelami, aby ci w przypływie oburzenia nie zlikwidowali ich eldorado, czyli giełd światowych, bo tym sposobem skończyłyby się finansowe kokosy…
O tych zjawiskach przystępujący do matury, nic, albo prawie nic nie wiedzą i stąd mimo zapału do przemian rzeczywistości na lepszą, nie podejmują żadnych przedsięwzięć z powodu edukacyjnego pozostawania w mitomanii…
Tadeusz Michał Nycz