Motto: komunikacja, czy anty komunikacja…?
Przeczytałem interesującą książkę autorstwa Jerzy Mikułowskiego Pomorskiego pt. „Komunikacja międzykulturowa. Wprowadzenie”, Wydawnictwo Akademii Ekonomicznej w Krakowie 2003 r., wydanie uaktualnione z 1999 r.
Lektura ciekawie ukazuje mechanizmy różnic kulturowych mających wpływ na możliwość porozumienia międzykulturowego. Opracowanie nasunęło mi pewną, jak sądzę istotną myśl w zakresie struktury tych problemów.
Porozumienie międzykulturowe i integracja społeczeństw pochodzących z różnych kultur to zjawiska trudne nie tylko do całościowego zrozumienia, ale przede wszystkim do przeprowadzenia, co dowodzi dzisiejszy stan Unii Europejskiej.
W podstawach omówionej z pozycji XX wieku problematyki zabrakło ważnej konstatacji, pokazującej, w jaki korzystny sposób możemy wpływać na pozytywne zbliżenie się do siebie przedstawicieli różnych kultur.
Pisaliśmy już w blogu, że istotnym mankamentem Unii Europejskiej jest rozpoczynanie integracji od wspólnego pieniądza, zamiast od wspólnego języka, co jest zjawiskiem trudnym do logicznego zrozumienia, wszak porozumienia następują drogą werbalną.
Kluczowy problem polega chyba na czym innym, mianowicie na braku uczenia społeczeństw poszczególnych państw ABC tej wiedzy, która jest niezbędna dla bycia świadomym członkiem nowotworzonej kultury unijnej.
Analogiczne zjawisko nieprzekazywania takiej wiedzy obserwujemy na poziomie poszczególnych państw członkowskich. Jako przykład wezmę Polskę, ponieważ jest mi najbliższa.
Dyskutujemy obecnie o strukturze programowej modelu edukacji młodego pokolenia, spierając się o to, czy np. „Trylogia” Henryka Sienkiewicza jest potrzebna, jako lektura obowiązkowa w tej edukacji, czy jest zbędna?
Oceniam to jako temat zastępczy, gdyż nie rozmawiamy w ogóle o potrzebie przekazywania kluczowej wiedzy z zakresu ABC prawa, ekonomii, polityki i mediów. Nie wyjaśniamy młodemu pokoleniu, w jakim faktycznie ustroju przyjdzie im w dorosłości funkcjonować.
Co pełnoletni człowiek będzie mógł, a czego nie będzie w stanie dokonać, jako przyszły wyborca, do którego należy najwyższa władza zwierzchnia w Polsce? Nie wyjaśniamy, na czym polega uczciwa transakcja handlowa.
Nie mówimy jakiemu celowi naprawdę służy polityka. Nie wyjaśniamy, co mogą z poczuciem naszej rzeczywistości uczynić media, itd., itd. Słowem nie przygotowujemy młodego pokolenia do życia w stanie dorosłym.
W zastępstwie, serwujemy slogany typu: demokracja najlepszym ustrojem, giełda kopalnią bogactwa, a polityka działalnością dla cnotliwych panien…Wprowadzamy pośredników czyli komentatorów, dziennikarzy, którzy mówią o wszystkim, tylko nie o istocie zagadnień.
W jaki sposób, w tych warunkach, młody człowiek wchodzący w dorosłość ma się nagle stać w pełni świadomym obywatelem naszego społeczeństwa? To niepodobieństwo! W dorosłym życiu zaczyna napotykać problemy, których logicznie nie jest w stanie sobie wytłumaczyć.
Nawet, jeśli posiada specjalistyczne wykształcenie prawnicze zupełnie nie rozumie jak można kwestionować legalnie wybranego przez Prezydenta RP sędziego? Tym bardziej nie pojmuje, jak można nie publikować wyroków Trybunału Konstytucyjnego?
Nawet posiadając studia z zakresu nauk ścisłych także nie pojmuje twierdzenia o możliwości ustalania legalności jednej z izb Sądu Najwyższego przez sądownictwo administracyjne, gdyż hierarchia ważności organów publicznych nawet dla laika jest oczywista!
Prawnikowi z wyksztalcenia wkuwana na uniwersytecie wiedza nagle rozsypuje się w kawałki, zupełnie nie pasując do logicznej układanki zgodnej z zasadami, którymi kieruje się naukowa teoria prawa.
Młody jeszcze lub już w średni wieku obywatel jest całkiem zdezorientowany, gdyż z tej serwowanej przez władzę i media propagandy niczego nie rozumie. Zajęty codzienną pracą przynosząca podstawę bytu, nie ma czasu na szczegółowe analizy tych problemów.
Jedni obrażają się na rzeczywistość, koncentrując wyłącznie na sprawach osobistych, bytowych, inni usiłują zjawiska pojąć na podstawie opinii ekspertów, uznając, że jakimś fachowcom muszą w końcu zaufać!
Pozostają jeszcze niedobitki ogarniające własnym intelektem całość zwariowanych stosunków społecznych, ale oni nie mają siły przebicia, aby cokolwiek naprawić, choć nierzadko doskonale wiedzą, jak to zrobić.
Trzymający kasę i władzę światową nie są zainteresowani racjonalnym modelem edukacji społeczeństw i dlatego w XXI wieku mimo potencjalnych możliwości dostępu do wiedzy przeciętny obywatel pozbawiony jest jej niezbędnego minimum.
W warunkach sprawnie funkcjonującej dotychczas ogłupiającej „maszynki edukacyjnej” trudno liczyć na jakieś cudowne oświecenie, raczej trzeba będzie czekać na 5 etap rozwoju cywilizacji ludzkiej, który dopiero będzie w stanie skutecznie coś naprawić.
Karabeusz