Od czasu do czasu kupuję „Sieci” i ostatnio to zrobiłem. Numer 18 z 4-9 maja 2021 r. mocno mnie rozczarował. Choć na pierwszej stronie krótki „Układ dwustronnie korzystny” autorstwa Jacka Karnowskiego stanowi trafny opis rzeczywistości, to im głębiej wchodziłem w tę lekturę, tym artykuły o bieżącej polityce stawały się coraz bardziej banalne.
Ciekawie zwykle piszący Bronisław Wildstein w krótkim rysie: „Reforma, której nie ma” opisuje stan naprawy polskiego sądownictwa, nie siląc się na żadne konkluzje, czy też porady dla władzy.
Autorowi zdaje się prawo nie jest obce, toteż powinien wiedzieć, że bez jednoznacznej jego litery żadnej reformy skutecznie przeprowadzić się nie da. On jednak milczy, jakby zapomniał, że w Polsce istniała legalna wykładnia ustaw, która, gdyby obecnie funkcjonowała nie pozwoliłaby sędziom zajmować się publicznie polityką.
Milczenie w tym zakresie osoby znającej a, b, c, prawa, choćby z racji twórczości literackiej, jest dość symptomatyczne – czyżby nie chciał narazić się władzy? Wiadomo, bowiem, że przywrócenie legalnej wykładni ustaw to bat na wszystkich, którzy chcieliby działać z pogwałceniem litery ustawy, w tym także groźba dla obecnej i przyszłej władzy.
Całkowicie zaskoczył mnie Jan Rokita w: „Kultura dyktatu – kultura negocjacji”, ponieważ jego dotychczasowe opracowania cechowały się znaczną przenikliwością i interesująco zarysowanymi aspektami omawianych tematów.
Obecna woda.., podbudowana porównaniem stosunków między partiami rządzącej koalicji do relacji amerykańsko-rosyjskich, znawcy polityki nie przystoi. Mógłby np. pokusić się na ciekawsze spostrzeżenia misternego planu Jarosława Kaczyńskiego, który pozorując konflikty w swoim ugrupowaniu, usiłował rozłożyć spójność opozycji i to mu się udało!
Postawiona przez Jana Rokitę teza o kolaboracji J. Gowina i Z. Ziobry z partiami opozycyjnymi datująca się od kwietnia 2020 r. jest całkowicie niewiarygodna. Mógł się na nią nabrać tylko taki naiwniak jak B. Budka, który o taktyce politycznej nie ma pojęcia, już nie mówiąc o grze w szachy…
Jaką wartość stanowią dla opozycji J. Gowin i Z. Ziobro, których partie cieszą się niezmiennie poparciem w granicach 1 do 2 procent? Stawianie zaś na chęć rozbicia koalicji rządzącej to pomysł księżycowy, gdyż nikt przy zdrowych zmysłach nie pozbawi siebie, partii i zaplecza politycznego profitów wynikających ze sprawowanej władzy, bo w następnych wyborach własny elektorat wywiezie taką partię na taczkach…
J. Gowin i Z. Ziobro, czy im się to podoba, czy nie, są niewielkimi przystawkami dla PiS-u i jeśli nie będą grzeczni, to wylecą z orbity politycznej. Po sfinalizowaniu przez PiS ratyfikacji Krajowego Planu Odbudowy, partię Jarosława Kaczyńskiego stać będzie na uzyskanie samodzielnej większości parlamentarnej w 2023 r.
W tym prawdopodobnym stanie rzeczy, tak J. Gowin, jak i Z. Ziobro będą zmuszeni kurczowo trzymać się Jarosława Kaczyńskiego, aby w ogóle nie wypaść z polityki, ponieważ urósł im poważny konkurent tj. Ruch 2050.
Rozdrobnienie poparcia społecznego wśród elektoratu opozycyjnego, to woda na młyn Jarosława Kaczyńskiego, któremu w tych warunkach żelazny elektorat będzie w stanie zapewnić większość parlamentarną, zważywszy na obowiązującą ordynację wyborczą, która znacznie promuje liczbę mandatów zwycięzcy.
To są realia, o których można i należy pisać. Znaczne różnice w skali poparcia społecznego danych partii przymierzających się do rządzenia zawsze tworzą hegemona i przystawki. Tak było z PSL-em, który posiadał znaczniejsze poparcie, a mimo tego był przy PO niewiele znaczącym pionkiem.
Jan Rokita na tle obecnej sytuacji politycznej usiłuje dowodzić, że hegemonia Jarosława Kaczyńskiego się skończyła. Tymczasem jest to pozór obrazowany przysłowiem: „złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma”, czego tak wytrawny polityk zdaje się nie dostrzegać, a może nie chce dostrzec, wypisując banały, bo papier wszystko przyjmie?
Karabeusz