Niestety, to my w jakiś pośredni sposób także przyczyniliśmy się do tragedii smoleńskiej. Postępowanie wobec Prezydenta Lecha Kaczyńskiego było przecież medialnie widoczne. Człowiek średnio rozgarnięty nie może skutecznie tłumaczyć się, że o poniżaniu dowiedział się dopiero po dniu 10.04.2010 r.
Czy nas to interesowało, w jaki sposób jest traktowana głowa państwa wybrana w wyborach powszechnych przez większość narodu? Wszyscy przecież słyszeli inwektywy z ust Palikota. I co? I nic.
Nie było żadnego istotnego odzewu w postaci obrony swojego przedstawiciela przez suwerena. Można podawać różne przyczyny wyjaśniające, dlaczego tak się stało. Chodzi jednak o to, aby zrozumieć swój błąd i w przyszłości postępować inaczej.
Najistotniejszy jest główny powód, który sprowadza się do absolutnie błędnej oceny działalności politycznej. Polityka, jak na wstępie pisałem jest sztuką pozyskiwania korzyści. Wpływ na to mają oczywiście różne uwarunkowania.
Podstawową sprawa jest jednak zrozumienie, że mechanizm polityki funkcjonuje na tych samych podstawowych zasadach w sferze społecznej, jak i w sferze indywidualnej. Przykładowo, każdy z nas chciałby otrzymywać jak największe dochody i płacić jak najmniejsze podatki.
W tym celu przeprowadzamy przeróżne zabiegi zwane polityką podatkową. Wobec tego, że wszyscy płacimy podatki rozumiane w szerokim tego słowa znaczeniu, to wszyscy, na co dzień zajmujemy się polityką podatkową, bez względu nawet na to, czy prowadzimy działalność gospodarczą, czy też nie.
Znamy, zatem podstawowe mechanizmy polityki, wobec czego logicznie nie możemy twierdzić, że polityka wyborcza, to jakaś czarna magia. Takie stwierdzenie wciskają nam media sponsorowane przez tych, którzy chcą wyeliminować nas z procesu wyborczego.
Nasza absencja będzie, bowiem dla nich niezwykle korzystna, gdyż jako potencjalni gracze im przeciwni nie będziemy bruździć, Tym sposobem pozbędą się problemu i przy pomocy własnego żelaznego elektoratu osiągną swoje niecne cele.
W istocie uleganie tej chytrej propagandzie w postaci nieangażowania się do wyborów jest wodą na młyn tych, którzy obiecują nam gruszki na wierzbie, a po wyborze oszukują nie realizując swoich obietnic.
W pewnych warunkach łatwo to sprawdzić empirycznie, zwłaszcza wówczas, gdy mamy już do czynienia z władzą, która obietnice w znacznej mierze realizowała. Nierealne jest oczekiwanie, aby władza wypełniła wszystkie swoje obietnice wyborcze, bo jest to obiektywnie niemożliwe.
Z tego powodu powinniśmy oceniać procentową skalę obietnic, które zostały zrealizowane, a do tego główny nacisk kłaść na bezpośrednią korzyść wynikającą z tego dla nas, pomijając jako mniej istotne górnolotne frazesy o sprawach ogólnych, które dla nas nie są zrozumiałe i tym samym wprost nie przynoszą korzyści.
Daleko większą rolę trzeba przypisywać własnemu zdrowemu rozsądkowi, w kontekście bezpośrednich korzyści, aniżeli ocenom czy ekspertyzom specjalistów i uczonych, którzy niezrozumiałymi rozważaniami mogą poprawny nasz sposób myślenia i oceny sprowadzić na manowce.
Doniosłość aktu wyborczego, których suma daje konkretne procentowe poparcie, powinna nas doprowadzić do wniosku, że absencja wyborcza jest najgorszym rozwiązaniem, który możemy zastosować, w swoisty sposób bocząc się na władzę.
Biernie ustępując z pola wyborczego pozbawiamy się jakiegokolwiek wpływu na swoją przyszłość, a po zakończonych wyborach usiłujemy utwierdzać się w przekonaniu, że dobrze uczyniliśmy nie biorąc nawet cząstki odpowiedzialności za zaistniały zły wybór.
Słowem nikt logicznie myślący nie może praktycznie odstawiać polityki wyborczej do lamusa, bo jest to mniej więcej tak, jakby własne dziecko pozostawić bez opieki i kurateli, zwłaszcza wówczas, gdy ingerencja opiekuna jest szczególnie potrzebna.
Dzisiaj trzeba to sobie szczerze powiedzieć i zaplanować na przyszłość poprawne postępowanie, bo nikt za nas nie jest w stanie wybrać lepszej, korzystnej dla suwerena władzy. Przeciwne postępowanie sprowadzi nieuchronnie kolejne piękne samobójstwo…
Karabeusz
*felieton nawiązujący do książki Rafała Ziemkiewicza pod tym tytułem z 2014 r.