Profesor Zdzisław Krasnodębski funkcjonujący już długo w Brukseli, postawił trafną diagnozę na temat zagrożeń dla polskiej suwerenności ze strony Unii Europejskiej. W debacie w Polsacie zawrzało od skrajnych ocen.
Problem wynika nie tyle z publicznego ogłoszenia oczywistej prawdy, którą potwierdzają niezbite dowody na przestrzeni 7 lat w relacjach Polska – urzędnicy brukselscy, ale z tego, że większość Polaków nie zdaje sobie sprawy z tej okoliczności.
Zapracowani w codziennym zdobywaniu pieniędzy i po części w systematycznym osiąganiu coraz większych dochodów zapominają, że wolność, niepodległość, suwerenność, a także byt państwowy i osobisty nie jest nam dany raz na zawsze.
Rodacy większościowo optujący za dzisiejszą wspólnotą europejską, zachowują się tak, jakby niczego w sprawie istnienia państwa polskiego nie rozumieli. Już nawet pomijam potwarz w postaci: oni na nas plują, a my uważamy, że deszcz pada…
Dla większości Polaków, jak widać honor nie ma żadnego znaczenia, ale tu idzie o zagrożenie narodowego i osobistego bytu. Działalność Unii, wbrew traktatom zmierza do likwidacji państw narodowych i stworzenia Stanów Zjednoczonych Europy pod egidą Niemiec, które nas tolerują na tyle, na ile jest to zgodne z ich imperialną polityką.
W debacie prowadzonej przez redaktora Rymanowskiego pojawiły się problemy wolnościowe i na ich tle powstał spór o konstytucyjną definicję małżeństwa. Okazuje się, że w tak prostej sprawie nie da się niczego rzeczowo, dowodowo wyjaśnić i spór rozstrzygnąć.
Żaden z uczestników debaty, a przede wszystkim prowadzący, który jako organizator znał zakres przedmiotowy dyskusji, nie był wyposażony w tekst Konstytucji RP. To zresztą nie jest takie dziwne, gdyż polscy politycy i urzędnicy traktują ten akt prawny fasadowo, nie znając jego treści.
Już w kilka lat po uchwaleniu Konstytucji prowadzone badania na ten temat wykazały, że nawet część sędziów przyznawała się do nieznajomości ustawy zasadniczej, na co wskazywał ówczesny Rzecznik Praw Obywatelskich prof. dr hab. Andrzej Zoll.
Później ta okoliczność jasno się potwierdziła, gdyż właśnie część sędziów z naruszeniem art. 178 ust. 3 Konstytucji zaczęła zajmować się publicznie działalnością polityczną, w tym kwestionowaniem powołania sędziów nienależących do dotychczasowego sprawnie funkcjonującego „nadzwyczajnego klanu”…
Spór o małżeństwo był o tyle prosty do rozwiązania, bo wystarczyło otworzyć Konstytucję i przeczytać to, o czym wyraźnie ona stanowi, wykluczając jakąkolwiek możliwość interpretacji. Niestety, nikogo nie było na to stać!
Poseł Jaki uznał, że sprawa jest oczywista i nie ma, o czym dyskutować. Przedstawiciele PO i lewicy zanegowali istnienie w Konstytucji definicji małżeństwa, a PSL-owiec w randze wicemarszałka mylił numery artykułów ustawy zasadniczej.
Tak tragicznie wygląda stan naszej polityki, a jej uczestnicy poczytują suwerena za czarną masę, której można głęboko zabełtać w głowie, aby telewidzowie pozostawali w stanie spornym w oczywistej sprawie.
Do tego, tak przebiegającymi debatami oni się bawią naszym kosztem, bo my im płacimy za ową wytężoną działalność polityczną. Dyskutują o ślubie jakiegoś wiceministra i jego wystawnym weselu, tak jakby to był ważny powód do debaty.
Nikt nie stawia wiceministrowi zarzutu ewentualnej malwersacji pieniędzy publicznych, czym powinny się zająć właściwe organy wymiaru sprawiedliwości, lecz debatują o etyce ukazywania publicznie przyjęcia weselnego.
Jak mowa o etyce i moralności, to w pierwszym rzędzie dyskutanci powinni się uderzyć we własne piersi, bo kłócili się jak przysłowiowe przekupki na placu, a rzeczowo niczego nie potrafili telewidzom wyjaśnić.
Pikanterii nabiera fakt, że wyjaśnienie konstytucyjnej definicji małżeństwa było dziecinnie proste. Wystarczyło zapytać przedstawicieli PO i lewicy, czy oni już do tego stopnia się zruszczyli, czy zniemczyli, że nie potrafią czytać po polsku!
Następnie trzeba było wyciągnąć Konstytucję i do kamery odczytać jej art. 18, który brzmi:
„Małżeństwo, jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej.”
Naga tragiczna prawda polega na tym, że nikt spośród uczestników debaty nie potrafił udowodnić swoich racji, a takich okrągłych debat prowadzących donikąd, serwuje się nam tysiące, przy czym za ten cyrk suweren słono płaci z własnej kieszeni!
Wiedziony upowszechnianiem wiedzy postanowiłem niniejsze słowa przekazać Panu Prezydentowi Andrzejowi Dudzie celem wpisania Konstytucji w system publicznego czytania narodowi, bo jakże mówić o przestrzeganiu prawa, skoro nikt nie zna jego treści?
Tadeusz Michał Nycz