K. Dotychczasowe rozmowy prowadzą do logicznego wniosku wynikającego ze zdrowego rozsądku, że posiadamy lekarstwo na uzdrowienie polskiego systemu prawnego, ale go nie używamy. Dlaczego?
TMN. Zacząć trzeba trochę historycznie. Kiedy weszła w życie Konstytucja eliminująca legalną wykładnię ustaw nie były od razu widoczne negatywne tego skutki.
K. To, co się stało, że w końcu wystąpiły i do tego z tak niepokojącymi zachowaniami ze strony sędziów, jak i urzędników administracji publicznej?
TMN. Te oba grona to osoby w większości o wykształceniu prawniczym, wobec czego nietrudno było im pojąć partykularne korzyści wynikające z istniejącej sytuacji związanej z niejednolitością rozumienia przepisu ustawy.
K. Czy chcesz przez to powiedzieć, że eliminując z systemu prawnego legalną wykładnię ustaw, daliśmy pole do popisu wszelkiego rodzaju cwaniakom, żerującym na niejednolitym stosowaniu prawa i tym samym ucieczce od odpowiedzialności za własne łajdactwa?
TMN. Jesteś niestety bardzo bliski prawdy. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że brak legalnej wiążącej wykładni ustaw jest doskonałą zachętą do łapówkarstwa.
K. Przecież za łapówki nie da się ujść odpowiedzialności nawet w obecnym, wadliwym systemie prawnym.
TMN. To prawda, ale pod warunkiem, że łapówkarz zostanie złapany zasadniczo na gorącym uczynku. Łapówki zwykle mają miejsce między dwojgiem ludzi, którzy wspólnie nie są zainteresowani ujawnieniem tego przestępstwa, a jakieś pośrednie dowody, czy domniemania bardzo łatwo można odeprzeć.
K. Po przywróceniu legalnej wykładni ustaw nic w tym zakresie się nie zmieni.
TMN. Akurat się mylisz. Pozornie nic się nie zmieni, ale świadomość urzędnicza w zakresie możliwości skuteczniejszego oddziaływania prawa ma swój bardzo istotny psychologiczny walor odstraszający od brania łapówek. Przede wszystkim jednak, aby mogła zaistnieć łapówka urzędnik musi postąpić wbrew literze prawa, a w warunkach funkcjonowania legalnej wykładni ustaw jest to poważnie utrudnione. Struktura spraw sprzyjających łapówkom eliminuje te przepisy, które zostały objęte taką wykładnią.
K. Czyli ktoś specjalnie doprowadził do zepsucia polskiego systemu prawa?
TMN. Nie mam na to namacalnych dowodów, ale patrząc historycznie na przebieg zdarzeń można takiej hipotezy bronić.
K. W jaki sposób?
TMN. W latach 90-tych XX wieku dochodziło w polskiej gospodarce do wielu przekrętów zawłaszczania mienia narodowego, z których część kwalifikowała się na delikty prawne.
K. Wszyscy o tym wiedzieli, gdyż w mediach generalnie krytykowano prywatyzację majątku narodowego.
TMN. Tyle, że ta krytyka nie miała charakteru konstruktywnego.
K. Co masz na myśli?
TMN. W skali powszechnej krytyka ułomności prywatyzacji nie wyjaśniała istoty przyczyn takiego postępowania oraz nie pokazywała możliwości prywatyzacyjnych korzystniejszych dla narodu.
K. Rozumiem, że rodzaje prywatyzacji pozostawały tematem tabu, który nie był przedmiotem uświadamiania społeczeństwa?
TMN. Rzeczywiście. Oponentom, jako wzorzec pokazywano plan Balcerowicza, który po latach przyniósł pewne efekty. Tylko nie wyjaśniono jakim ogromnym nastąpiło to kosztem społecznym, ani nie pokazano alternatywnego, tańszego dla narodu rozwiązania.
K. Społeczeństwo, większościowo uwierzyło w Balcerowicza, jako zbawcę naszej gospodarki?
TMN. Następstwa były opłakane, ponieważ ta powszechna wiara spowodowała, że nie dopuszczono do powstania rządu większościowego, który kontynuowałby i rozszerzył idee zapisane w 21 postulatach sierpnia 1980 r., oparte na patriotycznym ruchu „Solidarności”, która chciała realizować politykę korzystną dla większości narodu.
K. Przecież rząd Mazowieckiego, Bieleckiego, Pawlaka, Suchockiej, to były gremia w pełni utożsamiające się z ideami i przypisujące sobie pochodzenie z wielkiego ruchu „Solidarności”, choć wywodzili się uprzednio niektórzy też z partii reżimowych.
TMN. Dla mnie wyznacznikiem ocennym nie było pochodzenie partyjne takiego, czy innego polityka lecz to, co on w III RP realizował. Zasadniczo sprzeciwiam się segregacji politycznej, bo ona do niczego dobrego nie prowadzi.
K. Sam jednak używasz określeń pejoratywnych o kacykach postPZPRowskich.
TMN. Tak. Jednak dla mnie nie ma większego znaczenia, że oceniany polityk należał kiedyś do PZPR, ZSL, czy SD, ale to, jak się dzisiaj zachowuje? Jeśli działa w sposób patriotyczny, zgodny z interesem narodu, to jego pochodzenie partyjne samoistnie nie może mu wystawiać negatywnej oceny. Takie pochodzenie może jedynie służyć wzmocnieniu krytyki nieprawidłowego postępowania określonego polityka, którego zachowania wiązane są z negatywnymi cechami przypisywanymi niechcianym, reżimowym partiom politycznym.
K. Czy tak samo podchodzisz do kwestii lustracji w zakresie współpracy z reżimowymi służbami specjalnymi?
TMN. Uważam, że ta sprawa jest bardziej skomplikowana i wymagała ustalenia szeregu szczegółów pozwalających na ocenę określonych zamierzonych działań. Delikatność tej kwestii w okresach rządów premiera Jana Olszewskiego wymagała odsunięcia od ważnych stanowisk, tych, którzy byli choćby podejrzani o taką współpracę. Chodziło przecież o to, aby w polityce działały osoby nie uwikłane w zależności, które za pośrednictwem naszych służb specjalnych, łączyły się ze służbami radzieckimi, a później rosyjskimi.
cdn.