K. Z tą krytyką przykładu obozu koncentracyjnego to bym się nie zgodził. Sam przecież mówiłeś, że do Czytelników trafiają niekiedy różne argumenty, to może taki wypowiedziany z grubej rury otworzy im oczy?
TMN. Może masz rację, choć osobiście przyzwyczajony jestem do podawania bardziej oględnych porównań. Nie wykluczam, że jestem w błędzie i taka ostra kawa na ławę jest potrzebna?
K. Sam pisałeś, że zapomnieliśmy nazywać rzeczy po imieniu. Tolerujemy oczywistych zdrajców narodu i nawet nie nazywamy ich adekwatnymi do czynów cechami. Może czas już zacząć?
TMN. Kij ma zawsze dwa końce. Takie ostre jednoznaczne oceny mogą być bezpiecznie wyrażane wówczas, gdy na straży prawa stoi władza, która nie może bezkarnie sprzeniewierzyć się istniejącym przepisom prawa. Brak legalnej, wiążącej wykładni ustaw nie daje, bo nie może dawać poczucia takiego bezpieczeństwa.
K. Wracamy do wiążącej wykładni, jako instytucji, której powrotu powinien żądać każdy logicznie myśląc rodak, ale tego nie czyni. Czemu?
TMN. Zjawisko jest wieloaspektowe. Główna przyczyna tkwi jednak w temacie tabu, jakim zrobiono legalną wykładnię ustaw. Praktycznie wiemy, że tzw. śmiercią dla każdego ważnego polityka jest cisza medialna o nim. Zdecydowanie lepiej jest mówić nawet źle, bo wówczas istnieje w mediach a nie przepadł…
K. Co to ma do rzeczy z wiążącą wykładnią prawa?
TMN. Identyczny mechanizm dotyczy wiążącej wykładni. Jeśli zagadnienie to medialnie wyciszymy i wyeliminujemy z mediów, to w odbiorze społecznym ten problem nie będzie istniał i nikt nawet o niego nie zapyta. Skoro się o niej nie mówi, to nawet inteligentni ludzie mający dobre zdolności kojarzeniowe nie mają szans do niej nawiązać, bo jej nie ma, gdyż nigdzie o niej nie słyszą.
K> Przecież wszyscy wzdychają do lepszego systemu prawa. Wobec tego, czy tak trudne jest nawiązanie do modelu prawa, który funkcjonował w Polsce do 1997 r.?
TMN. Rzecz w tym, że ta cisza dotyczy także fachowców, czyli profesorów nauk prawnych, w tym ze specjalizacją prawa konstytucyjnego, którzy nic na ten temat nie tylko medialnie nie mówią, ale nawet nie ma w tym zakresie żadnych prac naukowych.
K. Niemożliwe? Mimo tak rozbudowanych strukturalnie katedr prawniczych nikt się tak ważnym zagadnieniem nie zajmuje?
TMN. Niestety nie. Można to sobie potwierdzić w wyszukiwarkach uniwersyteckich prac naukowych.
K. Czy Rzecznik Praw Obywatelskich nie może tego zagadnienia poruszyć?
TMN. Najwyraźniej RPO, profesor nauk prawnych o specjalności prawa konstytucyjnego, który tak teoretyczne jak i praktyczne znaczenie tej wykładni zapewne doskonale zna, także milczy! Słyszałeś aby cokolwiek mówił na temat potrzeby przywrócenia legalnej wykładni ustaw, bo ja nie słyszałem, choć pojęcie praworządność odmienia medialnie N razy!
K. To by oznaczało, że żyjemy w jakimś totalnym pozoranctwie, co jest przerażające! W programach radiowych, telewizyjnych, czy w internecie mamy do czynienia powszechnie z omawianymi naruszeniami prawa, wokół tego toczy się dyskusja tysięcy prawników, a żaden z nich nie powie o legalnej wykładni ustaw, choć jest to skuteczne lekarstwo, na całe zło. Chyba ktoś tym powszechnym bałaganem z góry steruje?
TMN. Może tak, może nie. Nie wiem, i nie będę snuł spiskowych teorii funkcjonowania świata. Oprę się raczej na prostych bardziej przyziemnych powodach charakterystycznych dla człowieka.
K. Jakie to powody?
TMN. Schyłek XX wieku pokazał, że wraz ze wzrostem dobrobytu w niektórych państwach kultura zaczęła zmierzać do bylejakości opartej jakby na udziwnieniach często sprzecznych z ustalonymi przez wieki kanonami.
K. Co masz na myśli?
TMN. Utrwalony jest od dawna pogląd, że człowiek dorabia się dóbr materialnych w wyniku własnej solidnej pracy. Lata takiego funkcjonowania przynoszą dopiero efekt w postaci zamożności, czyli posiadania domu, samochodu, oszczędności pozwalających na dostatek swój i swoich dzieci. Przesyt, jaki powstał w kręgach inteligenckich doprowadził częściowo do konstruowania nowych pojęć, nowych kierunków sztuki i nowego podejścia do zamożności. W tym ostatnim zakresie pokazywano, że zdobycie bogactwa nie musi być połączone z rzetelną pracą, lecz może być wynikiem cwaniactwa i oszustwa.
K. O czym mówisz?
TMN. Dzisiaj to wyraźnie widać na tle elektronicznego pozyskiwania pustego pieniądza, który to proceder nie jest bynajmniej bajką, lecz rzeczywistością niemoralną.
K. Jaki to ma związek z praworządnością i światem prawniczym?
TMN. Zawód prawnika to specjalizacja pozwalająca panować nad systemem organizującym całe życie ludzkie. Przeciętnego prawnika z tego właśnie powodu zwykło się niekiedy charakteryzować w kategoriach wyraźnego cwaniactwa. Skoro cały świat poszedł kulturowo w nieprawidłowym kierunku, burząc ukształtowane dotychczas kanony, to rzecz jasna społeczność prawnicza musiała się do tego dostosować.
K. Czyli, co zrobiła?
TMN. Poszła w bylejakość. Na przeszkodzie tej działalności w Polsce stała legalna, wiążąca wykładnia ustaw toteż ją zlikwidowano.
K. Czy nie dokonujesz zbytniego uproszczenia problemu? Przecież w naukach prawnych doszło do niebywałego rozwoju w zakresie różnych specjalizacji prawniczych, działalności wydawniczej książek, komentarzy, czego jeszcze w początkowych latach 90-tych XX wieku nie było!
TMN. To prawda. Trzeba jednak postawić pytanie i udzielić odpowiedzi komu to służy?
K. Zostawmy odpowiedź na to pytanie na następną naszą rozmowę. Dzisiaj jest ostatni dzień roku 2022. Co chciałbyś przekazać Czytelnikom przyszłorocznym wyborcom w wyborach powszechnych naszych władz, jako swoistego rodzaju memento…?
TMN. Chciałbym im uświadomić rzecz niemalże oczywistą, która niestety jest zagłuszana przez natłok propagandy medialnej, a mianowicie to, że każdy poszczególny wybór decyduje o końcowym efekcie.
K. Czyli, tymi słowy odnosisz się do tych potencjalnych wyborców, którzy nie korzystają ze swoich uprawnień, obrażeni na władzę i wszystkie inne ugrupowania polityczne. Mają jednak do tego pełne prawo.
TMN. Zgadza się. Tyle, że jeśli sami czynnie nie zadziałają, to inni zrobią to za nich, a efekt może nie odpowiadać ich interesowi.
K. Uważasz zatem, że każdy pojedynczy głos przekłada się na pewien indywidualny interes wyborcy? Przecież to jest mało przekonujące?
TMN. W skali globalnych wyników wyborczych tak to wygląda. Potencjalny wyborca powinien się kierować swoją własną korzyścią, czyli ocenić, która z partii politycznych podjęła dla niego korzystne działania i na nią zagłosować, a nie na medialne piękne propagandowo słówka, czyli obiecanki cacanki, albo inaczej gruszki na wierzbie!
cdn.