Motto: zielona granica powinna krasić niejednemu lica…
Ostatnio mamy na tapecie film Agnieszki Holland pt. „Zielona granica”, który rozpala namiętności do czerwoności. Mało kto, widział to dzieło, a dyskusja rozgorzała na całego. Niekiedy jednak nie trzeba zobaczyć całości, aby wyrobić sobie poprawny pogląd.
Oglądałem wersję przedpremierową mającą niecałe 3 minuty. Czytałem kilka recenzji w internecie i na tej podstawie wyrobiłem sobie zdanie o głównej idei filmu, podobnie, jak o „Moim życiu” A. Hitlera, którego to dzieła również w całości nie poznałem.
Kluczowa sprawa związana z litością, chęcią dobrych czynów względem osób, które chcą nielegalnie sforsować granicę, to proste pytanie – jeżeli to są migranci potrzebujący pomocy, to dlaczego nie chcieli się przedostać do Polski przez przejście graniczne?
Obecnie, ze względu na długotrwały stan naporu migrantów ze strony Białorusi i wojnę na Ukrainie nasze przejścia graniczne na tym kierunku zostały zamknięte, ale przed wybuchem wojny była możliwość skorzystania z nich.
Każdy trzeźwo myślący na ten temat musi sobie postawić pytanie, względem kogo się lituje i komu pomaga? Jeżeli biedny, pokrzywdzony człowiek potrzebuje pomocy i ma otwarte drzwi aby z niej skorzystać, lecz tego nie czyni, to jest głupcem i nie zasługuje na żadną pomoc.
Twórczyni filmu usiłuje tworzyć obraz negatywnego postępowania tych, którzy zgodnie z prawem bronią dostępnymi środkami granicy państwa, czyli postępują w pełni zgodnie z prawem, wobec tego musi się liczyć z bardzo ostrą krytyką swojej działalności.
Do tego dzieło powstało w warunkach wojny hybrydowej na granicy i przez usprawiedliwianie procederu bezprawnego jej przekraczania, działa na szkodę państwa, które zgodnie z prawem wewnętrznym i międzynarodowym uniemożliwia nielegalny wstęp do UE.
Bez względu na sceny dość powszechnie krytykowane jako bezczelne w stosunku do naszych służb mundurowych, sam zamysł takiego utworu filmowego musi być oceniony szczególnie negatywnie, nawet na pograniczu zdrady narodowej.
Padają słowa obrony reżyserki, jako uprawnionej do swobodnego wyrażania poglądów w swojej sztuce. To prawda, że twórca ma do tego prawo. Ale właśnie dlatego, że jest wybitnym intelektualistą, nie można go oceniać tak samo, jak nierozgarniętego głupka…
Intelektualista taki działa na szkodę Ojczyzny, tym bardziej, że ujmuje się za bezprawiem w warunkach, gdy ogromna większość Polaków przyjęła miliony uchodźców z Ukrainy, pokazując rzeczywistą troskę o potrzebujących rzeczywiście pomocy.
Twórczyni pewnie wie, że cały napór nielegalnego przekraczania polskiej granicy jest zorganizowany z jednej strony przez Białoruś, a z drugiej inspirowany prze Rosję, zainteresowanej fermentem w Polsce utrudniającym udzielenia pomocy Ukraińcom.
Mamy do czynienia z politycznym działaniem na szkodę Polski i Polaków. Nagroda międzynarodowa potwierdza, że w Europie jest sporo artystów nie życzących dobrze ani Polsce ani Unii Europejskiej, która pomału budzi się z letargu migracyjnego.
Wygląda na to, że Agnieszka Holland zrozumiała rzeczywisty sens i skutki filmu, skoro przed przyjazdem na premierę publicznie powiedziała o ochronie. Ona już wie, co sądzi o niej rodak i dlatego musi korzystać z pomocników, broniących przed oburzeniem tłumów…
Powracam jednak do podstawowego zagadnienia i pytania z tym związanego – jak to się stało, że z logicznego punktu widzenia wywracamy rzeczywistość do góry nogami i dyskutujemy o sprawach drugorzędnych pomijając sedno sprawy?
Czy nasz naród, w tym media, politycy, komentatorzy, uczeni, redaktorzy już tak dokumentnie zgłupieli przez tą narzucaną od dawna przez kogoś narrację, że nie potrafią samodzielnie logicznie myśleć?
Na przykładzie anegdoty z Napoleonem, któremu dowódca twierdzy melduje, że ze 100 przyczyn nie było salwy na jego cześć, a po wymienieniu braku armat, cesarz przerywa, kończąc bezsensowną dyskusję – zwykło się mówić – mielenie językiem jest szkodliwe.
Z uporem maniaka toczymy dyskusje o niczym, wprowadzając mózg przeciętnego odbiorcy w otchłań bezsensu, prowadzący wprost do absurdu. W oparach tego uczucia jesteśmy podatni na popełniania dalszych głupot, gdyż inwencja ludzka nie zna granic.
Jadąc na tym koniku, być może niektórzy potrafią tak zabełtać w głowie rodaków, że ci w oparach nonsensów powszechnie dookoła królujących nie potrafią rozróżnić dobra od zła, korzystnych dla nich odpowiedzi na 4 pytania referendalne od tych fatalnych.
Nie wiem do czego jeszcze jest w stanie doprowadzić film stawiający fakty na głowie, burzący logikę i propagujący zło, a nie dobro? Dzieło to nie jest tworzone pod auspicjami Watykanu, który mógłby namawiać – jeśli ktoś cię uderzył, to nadstaw drugi policzek…
Na każdej granicy obowiązują określone bezwzględne reguły prawne, które nakazują władzy bronić jej naruszania w sposób nielegalny, a równocześnie pokrzywdzonym pozwalają na właściwe jej przekraczanie.
Osoby będące uchodźcami mają zgodnie z przepisami międzynarodowymi prawo żądać pomocy w najbliższym państwie demokratycznym i w takiej sytuacji znaleźli się Ukraińcy masowo przemieszczając się do Polski, a my zrealizowaliśmy w pełni swój obowiązek.
Czym innym jest nielegalna migracja, czyli chęć przekroczenia granicy wbrew prawu i formalnemu trybowi postępowania, bo takie bezprawie musi być zwalczane dostępnymi środkami, nie wyłączając przymusu fizycznego, czyli usuwania poza granice naszego kraju.
Nazwa „Zielona granica” świadczy o nielegalnym przekraczaniu granicy, związanym z ryzykiem ze strony tak postępujących, tymczasem wbrew temu znaczeniu twórczyni usiłuje przerzucić odpowiedzialność na służby publiczne i na tym polega przewrotność tego dzieła.
Karabeusz