Okres przedwyborczy obfituje w masę artykułów, opracowań, komentarzy, w których autorzy prześcigają się w domysłach na temat wyników najbliższych wyborów parlamentarnych. Padają dość zaskakujące stwierdzenia np. o tym, że jakiś osobnik ma mniejsze IQ od kota Jarosława Kaczyńskiego…
Problem stopnia ogólnego rozgarnięcia ma charakter szerszy i rzutujący bezpośrednio na wyniki najbliższych wyborów, o których zadecyduje polska inteligencja skupiona w dużych miastach. Jak dotychczas, wskutek 8 letniego monopolu medialnego, wmówiono Polakom, że PO to jest ostoja polskiej inteligencji i rodacy w to skutecznie większościowo uwierzyli.
Założenie było proste, każdy bez względu na reprezentowany przez siebie poziom, chciałby się zaliczać do grona inteligencji i stąd w dużych miastach, gdzie tego typu osobników o różnej wielkości IQ nie brakuje, systematycznie triumfowała wyborczo Platforma.
Po blisko czteroletnich wyczynach polskiej obecnej opozycji okazało się, że faktyczny stopień inteligencji skupionej elity w szeregach platformowego zaplecza stał się nie tylko podejrzanie zawyżony, ale wręcz skrajnie nieprawdziwy, przynajmniej z publicznego punktu widzenia.
Rzeczywiste miejskie masy inteligenckie znalazły się w nie lada kłopocie, co dalej? Wycofać się z poparcia dla PO, to tak, jakby samego siebie nazwać naiwniakiem i durniem, a tego przeciętnej klasy inteligent nie mógłby ścierpieć.
Przejść jawnie na stronę PiS-u, to uznać swój błąd i znaleźć się na nieoficjalnej liście wyłamujących się z elitarnego, miejskiego układu, towarzystwa wzajemnej adoracji… Najlepiej siedzieć cicho i nie okazywać publicznie swojej dotychczasowej sympatii.
Dylemat się zrodzi przed urną wyborczą, w momencie, gdy nasz inteligent będzie musiał zadecydować, na kogo ma oddać głos? Wybory są tajne, wobec tego żadna siła go nie zmusi do wyjawienia swoich rzeczywistych aktualnych poglądów.
Z psychologicznego punktu widzenia nasz miejski inteligent stanie przed trudną decyzją. Zakładając, że posiada wymagany minimalny stopnień IQ, głosowanie na dotychczasowych pupilów pozostawałoby w rażącej sprzeczności z postrzeganą sceną polityczną, której wedle nawet liberalnych poglądów zaakceptować nie sposób.
Rzecz jasna nie będzie okłamywał sam siebie, bo taki przypadek może się ograniczać wyłącznie do marginesu ludzi niezrównoważonych psychicznie balansujących na skraju załamania nerwowego…
Może się wkurzyć sam na siebie i na wybory w ogóle nie pójść, czym obniży stopień poparcia dla dotychczasowych zwolenników, przy czym w sondażach przedwyborczych ten element nie zostanie wykazany, gdyż nasz Kowalski zadecyduje o tym z bezradności, dopiero w ostatniej chwili.
Drugie prawdopodobne rozwiązanie może polegać na zmianie opcji politycznej mieszczącej się w szeregach opozycji, ale i tutaj wystąpi poważny dylemat z uwagi na oczywisty brak wyboru sensownej, rzetelnej i odpowiedzialnej formacji, na którą warto zagłosować.
Nie sądzę, aby nasz inteligent zdobył się na publiczną samokrytykę i zmienił poglądy wyborcze przechodząc do obozu rządzącego – może to natomiast zrobić w odruchu prywatnym i ze złości pod adresem tych, którym zawierzył, a okazali się niegodni jego poparcia.
Opisane tu zjawisko nie powinno uśpić czujności wyborczej zwolenników PiS-u, ponieważ liczba rodaków im przeciwna i poszkodowana subiektywnie w wyniku obecnych rządów jest niestety dość liczna, co tylko potwierdza fakt, iż wielkość nieprawości trwających przez ostatnie trzydzieści lat budowy nowego ustroju była niepokojąco duża.
Karabeusz