Cóż można powiedzieć o wczorajszej debacie wyborczej? Właściwie niewiele, ponieważ wynik prezentowanych poglądów i ocen nikogo niczym nie był w stanie zaskoczyć. Przewidywalność tego, czego oczekiwaliśmy po wypowiedziach przedstawicieli poszczególnych partii, czyni debatę mało ciekawą.
Mieliśmy oto pięciu przedstawicieli najbardziej statystycznie liczących się ugrupowań politycznych, do tego niebędących w szczytowej formie, ponieważ większość z nich nie była w stanie odpowiedzieć na proste, konkretne pytania prowadzącego.
Uczono mnie, że prezencja publiczna ma istotne znaczenie wizerunkowe, toteż także w tym zakresie wygląd niejednego uczestnika debaty pozostawiał wiele do życzenia.
Pierwszy z nich, naśladując jakby mecenasa Andrzeja z „M, jak miłość”, sprawiał wrażenie kierowania swojej przemowy do tych, którzy mają ograniczony dostęp do niebezpiecznych ostrych narzędzi, ponieważ są ściśle chronieni przez cienkie szyby i grube kraty…
Kolejny, mimo sensownej wymowy przekazywanych treści, wyglądał na mocno niewyspanego, co z jednej strony potwierdza jakby tezę o dużym zaangażowaniu w kampanię wyborczą, ale z drugiej strony świadczy o lekceważeniu wizerunkowym.
Kolejny, wymuskany i elegancki starał się pięknymi słówkami przekonać nas o tym, że jego ugrupowanie nie ma żadnych zaszłości w rządzeniu i dlatego prezentuje dziewiczo świeże, postępowe poglądy społeczno-polityczne.
Następny wypowiadał koncepcje na temat naprawy służby zdrowia pozostające w oczywistej sprzeczności z własnym doświadczeniem zawodowym, tak jakby jego osobista profesja sprowadzała się jedynie do formalnego posiadania dyplomu ukończenia studiów medycznych.
Wreszcie ostatni, rzeczywiście dziewiczy w zakresie sprawowania władzy, roztaczał przed nami świetlane poglądy, wskazujące na teoretyczne odrobienie lekcji, której treści, choć brzmią bardzo pięknie, to jednak pozbawione są praktycznej sensowności i realnych możliwości wdrożenia.
Wielkiego erudyty w tym gronie niestety nie dostrzegłem. Co gorsza, żaden mówca nie sprawiał wrażenia pasjonata głęboko wierzącego w to, co mówi. Większość prezentowała mocne zatroskanie przekazywanymi treściami, jakby podejrzewając, że ten przekaz nie ma charakteru realnego i dlatego trudno go będzie korzystnie sprzedać…
Czterech na jednego usiłowali dokopać rządzącym, ukazując, wykrzykując i potwierdzając zarzuty, które z logiką zdarzeń pozostają w oczywistej sprzeczności. Nachalność napastliwego języka utrzymanego jednak w kulturalnym tonie miała chyba przykryć dotychczasowe wulgarne występy medialne…
Z merytorycznego punktu widzenia rządzący swoimi rezultatami wytężonej blisko 4 letniej pracy obronili się bez trudu, toteż żal było patrzeć na rozpaczliwe zamiary obniżenia ich osiągnięć, pozostające w skrajnej sprzeczności z rzeczywistością i logiką.
Zamiar obniżenia zasług rządzących momentami przypominał gadanie dziada do obrazu i modlenie się, aby tenże w końcu ze zrozumieniem przemówił… Namacalnych realiów nie da się jednak niczym zafałszować, toteż krytyka rządzących brzmiała nieco jak dudnienie wody w pewnej muszli…
Na tym tle sprawujący władzę nawet nie potrzebowali w żadnym zakresie bronić swojej pozycji, ponieważ rezultaty wytężonej pracy na rzecz i na korzyść społeczeństwa mówią same za siebie i stanowią argumenty, oczywiste i nie do pobicia.
Końcowe rozczarowanie przebiegiem debaty nie było jednak zaskoczeniem, ponieważ cała prowadzona dotychczas kampania wyborcza potwierdza jedynie, że oponenci władzy usiłują głośno szczekać, jak ratlerki na smyczy, zasięgu której nie są w stanie przekroczyć…
Karabeusz