Ostatnio przeczytałem w „Wirtualnej Polsce” interesujący artykuł redaktora z TVN24 na temat planu odbudowy zamków kazimierzowskich, czyli warowni wybudowanych w czasach Kazimierza Wielkiego ostatniego Piasta na polskim tronie.
Z racji bycia rodowitym krakowianinem, czyli pochodzenia z miasta zabytków sprawa bardzo mnie zainteresowała. Okazało się, że na jakimś publicznym spotkaniu w 2017 r. Jarosław Kaczyński oświadczył, że PiS odbuduje zamki kazimierzowskie.
Zainteresowany tym pomysłem autor artykułu w 2020 r. zwracał się wielokrotnie do właściwego, ds. kultury ministerstwa z prośbą o poinformowanie go o stanie tego zamierzenia. Korespondencje kierował w formie elektronicznej, jako osoba fizyczna, jako redaktor i nie otrzymał niestety przez wiele miesięcy żadnej odpowiedzi.
Skierował, więc w tej samej formie żądanie udzielenia informacji publicznej. Znowu minęło kilka miesięcy i nic. Po upływie blisko roku tej szarpaniny, sam sobie odpowiedział na pytanie – pandemia, kryzys gospodarczy, potrzeba łożenia środków finansowych na inne cele.
Na tle opisywanych zdarzeń tak się zastanawiam, czym zajmują się współczesne media? Logicznie rozumując, skoro pan redaktor znał oczywistą odpowiedź władz na swoje pytanie, to, po co je zadawał, a do tego tracił czas na zbędną elektroniczną korespondencję trwającą blisko rok?
Swoją drogą miał chyba pecha, albo jest zbytnio wierzącym nowoczesnej technice, skoro poprzestawał na zwykłym liście elektronicznym, nawiasem mówiąc nie wiadomo, czy z podpisem elektronicznym?
Jeśli chciał koniecznie otrzymać znaną mu odpowiedź od oficjalnych władz, to wystarczyło skorzystać z instytucji funkcjonującej w Polsce od czasów króla Zygmunta Augusta, czyli z Poczty Polskiej.
Tak się jakoś przypadkowo złożyło, że na przestrzeni ostatnich lat występowałem do kilku ministerstw z żądaniem udzielenia informacji publicznej i odpowiedź zawsze przychodziła w wymaganym 14 dniowym terminie.
Może z racji profilowego wykształcenia z zakresu eksploatacji pocztowo-telekomunikacyjnej nadawałem przysyłki na Poczcie za tak zwanym zwrotnym potwierdzeniem ich odbioru (żółta karteczka!).
Zgłębiając problem, zastanawiałem się, jaki był główny cel redaktora żądającego udzielenia oczywistej odpowiedzi w sprawie, która nawet w braku pandemii i kryzysu gospodarczego jest przedsięwzięciem na dziesiątki lat?
Trudno uznać, aby redaktor zainteresowany odbudową zabytków nie znał historii rewaloryzacji takich obiektów, np. choćby budowy Zamku Królewskiego w Warszawie, zwłaszcza w aspekcie czasu, w którym to przedsięwzięcie przebiegało.
Przypomnę, że budowa Zamku Królewskiego w Warszawie trwała w latach 1971-1984. Jest to, po prawdzie nie zamek, lecz pałac królewski nazywany tylko tak z racji umiejscowienia w stolicy, dla podkreślenia jego znaczenia.
Obiekty wybudowane za czasów Kazimierza Wielkiego to około 60 zamków, jak podaje „Kronika” Długosza, zatem rozpoczęcie takiego dzieła mogłoby za czasów PiS-u polegać na uchwaleniu ustawy przewidującej stworzenie funduszu na ten cel, na wzór Narodowego Funduszu Rewaloryzacji Zabytków Krakowa, powstałego na mocy ustawy z dnia 18 kwietnia 1985 r., którego działalność fundatorska trwa nadal.
W obecnych warunkach pandemii i kryzysu gospodarczego mrzonki o tworzeniu funduszu rewaloryzacji zamków kazimierzowskich są w tych warunkach czystą fantazją.
Właśnie takimi sprawami zajmują się niektórzy twórcy krytycznych artykułów pisanych pod z góry ustaloną tezę poszukiwania rzekomo niespełnionych obietnic, czy lekceważenia obywateli przez władzę, bo czysta niezapisana kartka jest w stanie przyjąć każdą wydumaną bzdurę.
Tadeusz Michał Nycz