Dnia 3 maja 2022 r. obchodziliśmy kolejną rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja, jako pierwszej demokratycznej ustawy zasadniczej w Europie. Bez wątpienia mamy się czym pochwalić i dlatego niniejszy felieton publikuję już po dacie rocznicowej, nie chcąc zaburzać obchodów zasłużonego święta.
Nawiązując do wcześniejszych felietonów dotyczących demokracji, analizuję ten pierwszy w Europie akt prawny pod kątem zgodności z definicyjnym pojęciem tej formy rządów. Widzę w ocenianej ustawie podobny błąd polegający na tym, że nie przyznawała ona suwerenowi ani jednego konkretnego uprawnienia przynależnego władzy zwierzchniej.
Mogę oczywiście błąd tłumaczyć specyficznymi okolicznościami, w jakich przyszło naszym wstępnym uchwalać ten akt prawny. Niemniej jednak Konstytucja 3 Maja była pewną podstawą, na której w jakiś sposób wzorowali się następni autorzy tworzący konstytucje.
W rezultacie kolejne konstytucje polskie, czyli marcowa z 1921 r., kwietniowa z 1935 r. idąc niejako śladami Konstytucji 3 Maja powielały ten sam błąd, który występował także w lipcowej z 1952 r. i aktualnie obowiązującej Konstytucji RP z 1997 r.
Jaki wniosek można wyprowadzić z tego systemowego zamieszania, bo nie ulega wątpliwości, że z czymś takim mamy do czynienia. Można zaobserwować, że definicyjne pojęcia są sprytnie wypaczane przez naukę w kierunku służącym funkcjonowaniu władzy, bez uwzględnienia interesu suwerena, będącego opoką, na której powstała definicja demokracji.
Zobaczmy jak to wygląda w pierwszej z brzegu Encyklopedii Prawa, Wydawnictwo C.H.BECK, Warszawa 1999, która pod hasłem demokracja podaje, że jest to forma państwa, w której obywatele mają prawnie zagwarantowany bezpośredni lub pośredni wpływ na podejmowanie decyzji państwowych.
Dalej jednak o tym bezpośrednim wpływie suwerena na funkcjonowanie państwa nie tylko nic się nie mówi, ale jeszcze szczegółowo tłumaczy się, dlaczego on nie może mieć miejsca, lub bez słowa wyjaśnień przechodzi się do porządku dziennego informując o panującej demokracji pośredniej.
Jak podaje ta encyklopedia, w XX wieku najbardziej rozpowszechnioną postacią jest demokracja parlamentarna, w której suweren nie dzierży władzy bezpośrednio, lecz za pośrednictwem wybranych przez siebie przedstawicieli, którzy sprawują władzę w imieniu i w interesie narodu.
W innej Encyklopedii Prawa autorstwa Adama Łopatki, Warszawa 1994 stwierdzono, że demokracja odrodziła się w Europie i w USA w XIX wieku w drodze tzw. demokracji pośredniej, czyli demokracji parlamentarnej.
Uzasadnieniem dla pośredniej demokracji parlamentarnej jest niemożność sprawowania bezpośredniej władzy przez liczne grono obywateli określonego państwa, czym właśnie tłumaczy się zasadność tej formy sprawowania rządów.
Uważny czytelnik zauważy, że w obu encyklopediach ani słowa nie ma o formie mieszanej sprawowania rządów, czyli takiej, w której suweren wybiera swoich przedstawicieli sprawujących władzę w jego imieniu, ale sam posiada też pewne własne uprawnienia stanowiące.
Zobaczmy teraz jak na tle tych definicji wygląda polski stan prawny? W art. 4 ust. 2 Konstytucji RP stwierdzono, że naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio, czyli mamy zapisaną wyraźnie formę mieszaną sprawowania władzy.
W przepisie poprzedzającym, czyli w art. 4 ust. 1 Konstytucji RP stwierdzono, że władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do narodu. Zestawienie tych obu regulacji wskazuje, że w polskiej Konstytucji przyjęto formę mieszaną bezpośrednio pośrednią, a nie demokrację wyłącznie pośrednią.
Zapis jednak o demokracji bezpośredniej okazał się fasadą, bo jest pusty, ponieważ suwerenowi nie przypisano ani jednego uprawnienia. Nie przyznano nawet obligatoryjnego referendum w sprawie wyzbycia się części suwerenności państwowej, co jest sprawą bez wątpienia o najwyższym znaczeniu dla państwa i narodu, toteż właśnie suweren powinien o tym zadecydować.
Taki stan prawny potwierdza art. 125 Konstytucji RP, który przewiduje instytucję referendum ogólnokrajowego o charakterze fakultatywnym, polegającą na tym, że o przeprowadzeniu referendum nie decyduje ani Konstytucja, ani suweren, ale Sejm lub Prezydent za zgodą Senatu.
Oznacza to, że suweren sprawujący podobno zwierzchnią władzę został pozbawiony elementarnego wpływu na funkcjonowanie państwa i jego suwerenność, co jednoznacznie świadczy o całkowicie fasadowym charakterze konstytucji demokratycznego państwa.
Trochę nie ma się, co dziwić, skoro budowę ustawy zasadniczej i naszego nowego ustroju powierzyliśmy aparatczykom postkomunistycznym, zamiast wziąć się samodzielnie do tego dzieła mającego służyć rzeczywistej a nie, demokracji pozorowanej.
Krytycy demokracji, jak szerzej opisuje Adam Łopatka już dawno zauważyli, że współcześnie forma rządów demokratycznych od niedemokratycznych zasadniczo się nie różni. W jednym i drugim przypadku rządzi mniejszość zwana klasą polityczną, dla której zapisy demokratyczne są tylko korzystną fasadą.
Taką właśnie fasadą są zapisy Konstytucji RP mówiące o zwierzchniej władzy narodu, który w naszym przypadku de facto nie ma żadnych praw decyzyjnych. Wychodzi jednak na to, że polski suweren nie jest świadom tych okoliczności, które opisałem.
Profesor Adam Łopatka słusznie podnosi, że dla zaistnienia rzeczywistej demokracji niezbędny jest stosunkowo wysoki poziom zdolności do zrozumienia spraw, o których ma się decydować i dlatego demokracja jest niemożliwa w społeczeństwie analfabetów.
Warunkiem wdrażania ustroju demokratycznego jest powszechna znajomość przez obywateli treści własnej konstytucji, tymczasem u nas w tym zakresie jest tragicznie. Nie tylko przeciętny obywatel nie ma pojęcia o zapisach ustawy zasadniczej, ale do nieznajomości Konstytucji przyznają się nawet sędziowie (sic!).
Ostatnio rozpowszechniło się u nas tzw. publiczne czytanie różnych wytworów myśli ludzkiej, w tym także biblii. Nie negując zasadności tych przedsięwzięć, życzyłbym obywatelom, aby w pierwszym rzędzie dochodziło do czytania Konstytucji RP, bo bez jej zrozumienia pozostaniemy społeczeństwem analfabetów, nierozumiejącym realiów, w jakich przychodzi nam egzystować…
Będziemy natomiast bezmyślnie gloryfikować ustrój demokratyczny, o którego istocie nie mamy zielonego pojęcia, ciesząc się jedynie z samego faktu dostąpienia jego progów, choć realia sprowadzają nas od razu na ziemię…
Dzisiaj to jasno widać, jak władze UE chwalące się osiągnięciami najlepszego ustroju, traktują Polskę, jako kraj niedemokratyczny, gdyż niechcący podporządkować się ich wydumanym pojęciom o interesie wspólnoty…
Analfabetyzm nasz potwierdza wyraźna tendencja odzwierciedlona w wynikach badania opinii publicznej, które zakładając, że są prawdziwe, donoszą, iż większościowo nadal wielbimy Unię, jako rajski twór, który robi nas cały czas ewidentnie w konia!
Tymczasem naród polski ma pełne prawo chlubić się własną demokratyczną przeszłością, w której ustrój demokracji szlacheckiej przyznawał suwerenowi, czyli szlachcie konkretne prawa wykonywania władzy bezpośredniej.
Wystarczyło tylko, mając ten wzorzec przed sobą, odpowiednio go wykorzystać przy tworzeniu obecnej ustawy zasadniczej i doprowadzić do powstania ustroju demokracji mieszanej, czyli bezpośrednio pośredniej, w której suweren rzeczywiście sprawuje władzę zwierzchnią.
Gdybyśmy tak postąpili, wczorajsze świętowanie Konstytucji 3 Maja byłoby pełniejsze, bo miałoby nie tylko sentymentalny charakter, ale pokazywałoby, że naród polski potrafi wykorzystywać osiągnięcia i błędy własnej przeszłości dla celów budowania lepszego jutra.
Tadeusz Michał Nycz