Motto: każdy dorosły obywatel posiada prawo wyboru rzeczywistego, a nie iluzorycznego dobra, tylko trzeba umieć z tego uprawnienia skorzystać…
Wolność i pojęcie narzucenia kultury życia często nie są rozumiane poprawnie w sensie przeciwstawienia tych zagadnień. Niektórzy uważają, że wolność ma mieć charakter nieograniczony, tymczasem z założenia tak nie jest i nigdy nie było.
Pojęcie to mieściło się zawsze w pewnych granicach. Mogły być one oceniane tylko w ograniczonym zakresie. Kiedy obserwujemy istotne zmiany kulturowe, zastanawiamy się, czy nie mamy do czynienia z narzuceniem, wbrew większości, która sobie tego nie życzy?
Z uwagi na to, że w świecie funkcjonują różne ustroje, w tym niedemokratyczne, reżimowe, nie wiadomo w którym kierunku pójdziemy? Czy przeważą poglądy i zamiary państw demokratycznych, czy państw reżimowych?
W każdym razie musimy mieć świadomość ograniczenia potocznie nazywanej wolności. Można powiedzieć, że wolność to prawo dowolnego postępowania jednostki w granicach obowiązujących zasad normatywnych.
Zasadniczo, poza dwoma wyjątkami, musimy się liczyć z obowiązującymi regułami prawnymi. Jeżeli jesteśmy bardzo bogaci i stać nas na kupienie bezludnej wyspy, to możemy na niej zamieszkać i nie liczyć się z prawodawstwem państwowym.
Jeżeli jesteśmy mniej zamożni, czy nawet biedni, jak mysz kościelna, też możemy zlekceważyć całkowicie prawo, przeistaczając się w pustelnika, który nie potrzebuje dosłownie niczego, ponieważ żyje w symbiozie z naturą.
Historycznie, od czasu powstania struktur państwowych, wolność nigdy szerszych rozmiarów nie miała. Każdy pozostawał od narodzin klasowo naznaczony, stąd samo przejście do innej klasy, czy warstwy społecznej było zasadniczo niemożliwe.
Wolność ograniczał panujący władca w sposób autokratyczny, do czasu stworzenia ustroju demokratycznego. Problemem pozostaje w świecie brak ustroju czystej, definicyjnej demokracji.
Zniesmaczeni działalnością polityków i niemożnością skutecznego, szybkiego przeciwdziałania ich machinacjom, często tłumaczymy sami siebie całkowicie nielogicznymi wręcz dziecinnymi argumentami.
Sprowadzają się one do tworzenia mitu o politykach, którzy są bezkarni i niemożliwi do okiełznania. Tym sposobem usprawiedliwiamy wyborcze zaniedbania brakiem wpływu na tę klasę i na naprawę rzeczywistości.
Takie argumenty i oparte na nich postępowanie często prowadzi do absencji uzasadnianej bezcelowością aktu wyborczego. Tym sposobem idziemy politykom niezwykle na rękę, ponieważ ułatwiamy im w istotny sposób dalsze sprawowania w naszym imieniu władzy.
Nie podchodzimy do aktów wyborczych racjonalnie, lecz kierujemy się głównie narzucanymi medialnie sympatiami i antypatiami. Mimo, że w bieżącej działalności zawodowej bardzo dbamy o własny interes, to jednak tej przesłanki nie rozciągamy na akt wyborczy.
Zachowujemy się w nim, jak niesforne, rozkapryszone dziecko, które działa w myśl ułomnego zachowania kulturowego, na którym systemowo bazują cwani politycy, nie po to, aby nam pomóc, ale aby oszukać, wycwanić, słowem wyjelenić!
Nie rozumiejąc świata polityki, przypisujemy mu nadzwyczajne możliwości, którymi tłumaczymy porażki wyborcze. Tymczasem w mediach obok głupot, mamy informacje pokazujące politykę taką, jaka ona jest, czyli bardzo łatwą do rozszyfrowania.
Nie chce nam się poświęcić chwili czasu na racjonalną ocenę przed aktem wyborczym i dlatego wpadamy, jak śliwka w kompot w arkana ogłupiającej propagandy medialnej, za namową której podejmujemy decyzje wyborcze, przynoszące negatywne konsekwencje.
Analiza głupoty wyborczej nie przychodzi nam do głowy i dlatego w kolejnych wyborach zachowujemy się identycznie, złorzecząc tym, których własnym zachowaniem dopuściliśmy do władzy, dając prawo do ograniczania i tak już niewielkiej zakresowo wolności.
Swobodny wybór jest istotnym prawem, ale jedynie dla rozumnego człowieka, bo tylko wówczas w ustroju zbliżonym do demokratycznego może zrealizować swój z założenia pozytywny cel.
Jeżeli prawo to będziemy lekceważyć i posługiwać się nim nieracjonalnie, to nastąpi taki efekt, jakbyśmy otwarli szeroko drzwi dla wszelkiej nieprawości i to w sposób świadomy, choć po doświadczeniu wyborczym niechciany.
W rezultacie, mając w ręku wolność wyborczą, przy pomocy nonsensownego sposobu korzystania z niej sprowadzamy na siebie bat, przy pomocy którego rządzący legalnie, będą konsekwentnie ograniczać coraz bardziej korzystanie z tego naszego przywileju.
Z czasem, w tym modelu działania stanie się on mechanizmem złej władzy, która dzięki naiwności wyborczej zagnieździ się na długo, nawet bez potrzeby sięgania po sposoby czysto reżimowe. I, będzie śmiać się z nas w kułak, w myśl przysłowia – volenti non fit iniuria!
W polskiej świadomości społecznej mamy do tego jeszcze jedną bardzo złą przywarę. Otóż statystycznie przeciętny krajowy wyborca, wbrew faktom uważa się za świetnego znawcę polityki i pytluje o niej na okrągło…
Mimo dowodów ostatnich dziesięcioleci pokazujących, że tak nie jest, on tkwi z uporem w swym zadufanym twierdzeniu i dlatego np. tak wspaniały ruch społeczny jak „Solidarność” nie mógł dla obywateli i kraju przynieść spodziewanego, zakładanego efektu…
Karabeusz