DIALOG KONSTRUKTYWNY XLVII

K. Funkcjonuje nagonka medialna na Jana Pawła II, któremu lewacy przypisują sprzyjanie pedofilom działającym w Kościele Katolickim. Co, o tym sądzisz?

TMN. Czytałem ostatni felieton w naszym blogu pt. „Przeholowali” i generalnie zgadzam się z jego treścią.

K. Mamy jednak coraz więcej okoliczności i faktów publicznie ujawnianych, które w całej sprawie czynią sporo zamieszania, zwłaszcza dla tych, którzy nie potrafią logicznie, analitycznie podejść do tego problemu.

TMN. W naszym felietonie sprawa została ograniczona do zarzutów względem Jana Pawła II z okresu, gdy był jeszcze arcybiskupem krakowskim. Rzeczywiście przytaczane fakty świadczą o tym, że jako kardynał postępował w tych sprawach prawidłowo.

K. Niektórzy uczeni, profesorowie badający różne dostępne źródła wyciągają na ich podstawie przeciwne wnioski.

TMN. To prawda. Jednak te wszystkie rewelacje trzeba poprawnie przeanalizować i dostrzec sedno sprawy, którym jest nagonka światowa na naszego wielkiego Polaka.

K. Z jakiego powodu, ktoś chciałby mu zaszkodzić po śmierci i kanonizacji?

TMN. Tutaj chodzi o walkę światową z Kościołem Katolickim reprezentującym określone uniwersalne wartości, które lewacy zwalczają. Przyklejenie zarzutów naszemu Papieżowi, uchodzącemu za wzór cnót, pozwoliłoby im podważyć cały system katolicki, jako stojący na wadliwych nogach.

K. Niektóre fakty i formułowane zarzuty, zdają się jednak wydawać niejasne i nieprzemyślane do końca przez Karola Wojtyłę.

TMN. Co masz na myśli?

K. Na przykład, z okresu, gdy był jeszcze kardynałem, namowy do nierozgłaszania przypadków pedofilii, które to działania dzisiaj oceniamy generalnie wadliwe.

TMN. To prawda, że tak to może wyglądać z dzisiejszego punktu widzenia, gdyż żyjemy w zupełnie innej rzeczywistości. Karol Wojtyła, jako arcybiskup metropolita krakowski był narażony na agentów bezpieki, przy pomocy których usiłowano go skompromitować, jako kardynała. Poszukiwano na niego po prostu haków…

K. Ale to, nie przeszkadzało zachowaniu jednolitej linii postępowania względem kleryków dopuszczających się czynów pedofilii.

TMN. Niestety przeszkadzało. Dzisiaj funkcjonujemy w warunkach, w których można dojść do jeszcze żyjących świadków tych niecnych czynów, którzy jeśli ich pamięć nie zawodzi, to je pamiętają i są w stanie w miarę swobodnie o tym powiedzieć. Kardynał Karol Wojtyła, kiedy otrzymał jakieś powiadomienie o podejrzeniu pedofilii, znajdował się w sytuacji słowa przeciwko słowu. Trzeba pamiętać, że tego rodzaju czyny, rzadko kiedy pozwalają na dowód przy pomocy zeznań świadków. Do molestowania dochodzi, bowiem bez obecności osób trzecich, stąd generalnie mamy do czynienia z podejrzeniem i domniemanymi czynami. Poza tym ujawnienie takich zdarzeń z założenia nie następowało prawie nigdy natychmiast, lecz zwykle po wielu latach, kiedy to nawet trudno było pozyskać pośrednich świadków tych zdarzeń pozwalających na prowadzenie procesów poszlakowych. Z tego powodu rzadko kiedy i to nie tylko w Polsce, ale na całym świecie zdarzenia pedofilii były przedmiotem postępowania przed sądami powszechnymi.

K. Jaki był problem ze zgłaszaniem natychmiast tych faktów organom ścigania?

TMN. Jeśli poszkodowany chciał to koniecznie zrobić, to żadne namowy kościelne nie mogły temu przeszkodzić. A, co miał zgłaszać Kościół, jeśli nie posiadał dowodów na podejrzenie popełnienia przestępstwa? Z drogiej strony, trudno się dziwić, że hierarchowie Kościoła Katolickiego starali się zachować w tajemnicy takie niejednoznaczne zarzuty, które godziły w ich dobre imię. Wiadomo przecież powszechnie, że nawet w ustroju reżimowym przestrzegano zasady mówiącej, że każdy jest niewinny, dopóki jego winna nie zostanie udowodniona na podstawie prawomocnego wyroku sądu. Na jakiej podstawie można żądać od hierarchów kościelnych, aby się samobiczowali publicznie z powodu wątpliwych zarzutów pod ich adresem? W tych warunkach podejmowano działania prewencyjne, polegające na przenoszeniu księży do innych parafii, co było jak się wydaje najlepszym rozwiązaniem. Takie przeniesienia łączono niekiedy z odseparowaniem księdza od młodzieży.

K. Były przecież toczone procesy na podstawie prawa kanonicznego w takich wątpliwych sprawach.

TMN. Nie znam szczegółów tego prawa, więc nie mogę jednoznacznie się do tego odnieść. Prawdopodobnie prawo kanoniczne, odmienne w tym względzie od prawa powszechnego, pozwalało na prowadzenie takich postępowań. Z tego jednak nie wynika, że przy jego pomocy usiłowano tuszować zjawisko pedofilii. Mamy tutaj do czynienia ze specyfiką religijną np. w zakresie zachowania tajemnicy spowiedzi, której nawet w postępowaniach sądowych przed sądem powszechnym duchowni nie mogą naruszać.

K. Czy taka tajemnica w tak poważnych sprawach jest rozwiązaniem korzystnym?

TMN. Jest to sprawa ocenna w świetle regulacji prawnych danego państwa. W Polsce tajemnica spowiedzi jest w postępowaniach karnych przestrzegana. Mamy natomiast system prawa amerykańskiego, który nawet w procesach o morderstwo wyklucza dopuszczenie dowodu pozyskanego przez funkcjonariusza państwowego w sposób nielegalny. Nie dochodzi w tym przypadku do prawidłowego wartościowania z jednej strony wagi procesu o morderstwo, a z drugiej wagi formalnego naruszenia jakieś procedury.

K. Czy uważasz, że mamy do czynienia w obu przypadkach z błędnymi regulacjami prawnymi?

TMN. Nie oceniam ich w świetle wartościowania, ale przytaczam, jako fakty rzeczywiście występujące, które mają wpływ na skuteczność postępowań w sprawach o przestępstwo. Gdybym natomiast je porównał, to na pewno tajemnica spowiedzi jest dla mnie bardziej zasadnym rozwiązaniem, aniżeli eliminowanie dowodu w postępowaniu karnym z powodu naruszenia jakieś nawet bardzo ważnej zasady proceduralnej.

cdn.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *