KABARET…

Nastał czas, aby rzeczy zacząć nazywać po imieniu. Chyba zbyt długo oszukiwaliśmy sami siebie, stąd najwyższa pora, by spojrzeć prawdzie prosto w oczy. Sprzyja temu zbliżający się dzień pracy, mogący stanowić refleksję, nad rzeczywistością…

Prawda jest tym, do czego każdy chciałby zdążać, sądząc, że ona pozostaje po jego stronie. W młodości mamy w zwyczaju ją idealizować, w miarę upływu czasu staje się coraz bardziej pozornie powszechna, a głód wiedzy nas nie opuszcza.

Sądząc po oglądalności mediów, zapotrzebowanie poglądowe wśród narodu nie znikło. Zresztą bez względu na charakter stacji medialnej one wszystkie są niemal identyczne. Wciskają prawdę przeplataną zręcznie skonstruowanymi kłamstwami.

Pożądanie kierunku spojrzenia na rzeczywistość wskazuje nie tyle na temat w sensie rozwiązania problemu, ile na pustą ciekawość okraszoną sloganami, w które znaczna bezrozumna rzesza wierzy.

Trzecią dziesiątkę lat pilnie słuchamy audycji, komentarzy o zagadnieniach społecznych, będących przedmiotem rażąco różnych interpretacji prawa i nic z tym nie robimy, wykrzykując tylko puste slogany, typu: konstytucja, demokracja, równość, praworządność.

N razy powtarzają nam we wszystkich mediach jednolicie, że jesteśmy równi względem prawa i mamy być jednakowo traktowani przez władze publiczne. W praktyce widzimy aż przesyt naruszeń w tym względzie i dalej nic!

Obserwujemy, że art. 32 ust. 1 Konstytucji RP mówiący o równości jest rażąco powszechnie naruszany i wzruszamy tylko ramionami, na własne życzenie tu i ówdzie wysłuchując, jak grono cwaniaków politycznych zażarcie kłóci się o nic!

Oni nie są w stanie niczego konkretnie wyjaśnić i rozwiązać, bo jak jeden zajmie pozycję interpretacyjną X, to drugi od razu przyjmie pozycję Y i obaj w swym osobistym zacietrzewieniu mają rację, nie dochodząc w wyniku dyskusji do wspólnego wniosku.

Spór trwa, widoczne jest podekscytowanie, prowadzący spotkanie ma niezły ubaw, bo koguty rozchodzą się z niczym, ale on baczny obserwator rzeczywistości posiada kolejny raz to samo zagadnienie na następne spotkanie już z innymi gośćmi.

Sprawa dokładnie się powtarza, nawet bez względu na to, czy przedmiot sporu jest merytorycznie ten sam, czy inny, ponieważ żaden spór prawny z braku funkcjonowania legalnej, wiążącej wykładni ustaw, nie może zostać rozwiązany.

O każdej tego typu spornej sprawie można dyskutować dowolnie długo, nie dochodząc do żadnego sensownego wniosku końcowego rozwiązującego rozbieżne poglądy, co sprawia samograj dla mediów i ich uczestników.

Powstaje pytanie, co z tym mają wspólnego odbiorcy medialni, których miliony ekscytują się problemami, będącymi de facto syzyfową robotą, bo niedającą żadnych szans, na jakiekolwiek sensowne rozstrzygnięcie?

Padają rozbieżne poglądy, strony sporu nigdy nie dochodzą do porozumienia, a widz żądny wrażeń ma obraz bokserskiego niekończącego się finałem ringu, po oglądnięciu którego rzadko, kto zada sobie pytanie, jakiemu celowi tego rodzaju audycje mają służyć?

Z tego względu oglądanie, czy słuchanie każdego programu polityczno-prawnego nazywam kabaretem, choć do końca nie wiem, czy słusznie? Przede wszystkim dlatego, że spotkania układają się inaczej niż działające kabarety, dość powszechnie emitowane w telewizji.

Politycy nieco się szanują. Tu i ówdzie być może jeden drugiemu przypnie jakąś łatkę, co ma podnieść atrakcyjność programu, ale bacznie przestrzegają, aby nie wkraczać w sferę wulgaryzmu, bo wtedy to już kaplica…

Zezwalają sobie wzajemnie na zabawy, do pewnego stopnia, który w ich mniemaniu wyznacza granice przyzwoitości. Czasem w Sejmie ktoś nie przyhamuje, ale w telewizji nie. Tutaj działa magia mediów i każdy z nich chce pokazać się pozytywnie.

Może przez przypadek coś bąknie nieparlamentarnego sądząc, że fonia i wizja jeszcze lub już nie funkcjonują. Można powiedzieć starają się, aby nasze uszy nie więdły. Dobre i to, chociaż ktoś rozgarnięty, łatwo wykaże zagrania bimbające sobie generalnie z intelektu odbiorcy.

Tym się jednak nie przejmują, ponieważ mają pod ręką wyniki badania opinii publicznej, które jasno pokazują, że ta coraz bardziej chamieje toteż detalami nie zawracają sobie niepotrzebnie głowy.

No, cóż ich styl bycia nie jest bynajmniej niuansowy i mocno zastanawiający na miarę tekstów kabaretu „Dudek”, czy „Pod Egidą”. To już nie te czasy. Wówczas musiało się myśleć i to dobrze w sferze intelektualnego rozgarnięcia.

Teraz zakładają teatr dla czarnego ludu, który kupi każda głupotę i trzeba przyznać, że w tym zakresie trafiają w dziesiątkę…. Potwierdzają to kabarety polityczne, nazywane dla zmyłki wzniosłymi określeniami, jak: debaty, dyskusje wyborcze, czy państwo w państwie, etc…

Przyznać muszę celność programową, bo pomimo aluzyjnych sformułowań w samych tytułach, już zachęcających do racjonalnej rozmowy o prawie, żadne konstruktywne słowa naprawy systemu prawnego nie padają, a mimo to oglądalność nie spada.

Stopnień ogłupienia społeczeństwa rośnie. Te teksty przemówiły do mnie w momencie, gdy wychodząc z siebie na wygadywane nonsensy, dojrzałem w pewnym momencie szczególny błysk w oku prowadzącego, który uzmysłowił mi gagową rzeczywistość.

Nie inaczej jest w wolnych mediach internetowych, w których występujący mędrcy, górujący nad odbiorcą wszelaką wiedzą, czynią z niej konkretny użytek dla własnych korzyści, sprzedając po prostu wydumane banialuki w formie książek, opracowań, filmików, etc.

Różnica polega na łatwości dostępu, ponieważ w internecie trzeba te przedstawienia wyszukiwać, podczas, gdy w radiu, czy telewizji, wystarczy operować pilotem wśród dowolnych rozgłośni, w których polityczno-prawne sprawy stanowią żelazny repertuar.

Kiedy jestem w złym nastroju i cierpię na brak rozrywki, przyciskam najchętniej pilota telewizyjnego, oglądając TVP, Polsat, TVN, etc., które przynoszą mi jakościowego śmiechu, że boki zrywać w bogatej asocjującej scenerii i w kolorowym obrazie błazeńskich występów!

Karabeusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *