PO KORONACJI…

Koronacja Karola III rzuciła cień medialny na królestwo brytyjskie, które nie cieszy się już takim powodzeniem, jak choćby za panowania Elżbiety II. To zainteresowanie spowodowało, że wziąłem do ręki książkę „Książę Harry – Ten drugi” (w oryginale: „Spare”).

Pochłonąłem ją bardzo szybko, po czym zaglądnąłem do kilku recenzji. Te, które przeczytałem raziły bylejakością i sensacją. „Zapasowy”, jak brzmi oryginał czyta się bardzo szybko, bo jest napisany prostym językiem i nie zawiera wcale sensacji, czy ataków na królestwo…

Przeciwnie, dowiadujemy się z niego, że książę Harry mimo doznanych w życiu wielu krzywd, kocha tak ojca, jak i brata, życząc im wszystkiego, co najlepsze, a przede wszystkim takimi uczuciami obdarza babcię.

Odnosi się z szacunkiem do Kamili, czyli obecnej królowej, a także do księżnej Kate. Nie jestem recenzentem literackim, toteż trudno mi ocenić wartość tej książki pod tym profesjonalnym aspektem.

Raczej po jej przeczytaniu starałem się zgłębić przyczyny opisywanego przez księcia stanu rzeczy, którego subiektywny opis ukazuje przez lata funkcjonujący model królestwa, a w nim stan psychiczny Harrego.

Analizując książkę trzeba oddzielić problemy królestwa od przeżyć 12 letniego chłopca, który nagle utracił ukochaną matkę, czyli księżnę Dianę. Trauma wymagała odpowiedniego podejścia przez najbliższe otoczenie młodego człowieka, czego niestety nie zaznał.

Komentatorom stosunków brytyjskich i tego dzieła, pozbawionym chyba umiejętności psychologicznych, nie przychodzi w ogóle do głowy, co może czuć młody chłopiec obdarzony dotychczas wielką miłością ze strony matki, w momencie, gdy ją straci.

Wedle słów księcia, on ze swoją traumą zmaga się do dzisiaj, a przez 10 lat po śmierci matki stworzył swój własny świat, w którym mama nie umarła, ale gdzieś daleko wyjechała, uciekła od dworu, który stał się dla niej nieakceptowalny.

Patrząc z tego punktu widzenia widać, że przeżycia Harrego pokazują autentyzm, nie tylko ze względu na naturalny ślad zacierania się w pamięci zdarzeń przeszłych, ale dlatego, że jego wołanie o pomoc na nikim nie robiło wrażenia i stąd takowej się nie doczekał.

Ojciec nie potrafił w najmniejszym stopniu zastąpić miłości matki. Wszystko będzie dobrze i poklepanie po kolanie, to były najdalej idące karesy z jego strony. Harry ich nie wartościuje, nie ocenia, tylko przytacza takie, jakie były, jakby chciał Karola usprawiedliwić.

Być może pisząc książkę zdał sobie sprawę ze znanego przysłowia: czego się Jaś nie nauczy, tego Jan nie umie. Obecny król nie został od małego nauczony okazywania uczuć i miał z tym poważny problem przez całe dotychczasowe życie.

Królowa Elżbieta II postępując zgodnie z dworskim rytuałem, do którego Karol systematycznie był przyuczany, jako następca, nie nauczyła go uzewnętrzniania uczuć, co spowodowało kalekie małżeństwo z Dianą.

Harry, „Zapasowym” dokonuje auto psychoterapii, czyli wyrzucenia na zewnątrz zgromadzonych emocji, które poprzez przelanie na papier, być może uwolniły go od długoletniej traumy, której w inny sposób nie potrafił zwalczyć, mimo pomocy psychoterapeuty.

Nawet wcześniejsze, przed napisaniem książki spotkanie swojej miłości życia, czyli Meghan Markle nie uczyniło księcia w pełni szczęśliwym dopóki nie uwolnił się od dworskiej kamaryli, w której się wychował, a której także, jako dorosły nie był w stanie zrozumieć.

Opisując retrospektywnie zdarzenia, książę kieruje do czytelnika pytanie o wyjaśnienie przyczyn opisywanych faktów. On przeżytych zdarzeń nie wartościuje, lecz poprzez to pytanie, skłania nas do logicznej analizy.

Któryś z recenzentów ocenił, że jest to kolejny sposób na zarobienie pieniędzy i nic więcej. W takim podejściu nie ma cienia refleksji, co dalej z królestwem, czy jest ono nadal potrzebne, wymaga gruntownej renowacji, czy chyli się ku nieuchronnemu upadkowi?

Książka pokazuje w sposób skłaniający do zadumy charakter władzy brytyjskiej, która być może nie pasuje do rzeczywistości? Można z tych wynurzeń wyciągnąć wniosek, jakoby wszystkim nieszczęściom były winne funkcjonujące nachalnie media, ale to nieprawda.

Współczesny dostęp do informacji sprawia, że każda władza jest poddawana wszechstronnej penetracji medialnej, której rozwój nie jest do zatrzymania. To reguły angielskiego dworu nie nadążają za rzeczywistością i dlatego postawione pytania są w pełni słuszne.

Brytyjczycy muszą zadecydować, czy chcą mieć nadal kukiełkowy, zimny, niedostępny teatr królewski, czy dojrzeli do zmiany charakteru władzy? Jawi się do tego zaskakujące podejrzenie, kto stoi na szczycie władzy – królowa, król, czy zakamuflowana kamaryla?

Pojawiły się w mediach sentymentalne ciągoty do powrotu monarchii w Polsce. Już niektórzy historycy rozpoczęli rozważania nad miejscem koronacji wskazując: Gniezno, Kraków lub Warszawę, czyli dotychczasowe grody tej ceremonii.

Przy całym szacunku dla Gniezna, to za małe miasto na taką współczesną uroczystość. Warszawa nie ma ani historii, ani tradycji. Jedyny koronowany tam Stanisław August Poniatowski uchodził przecież za wybrańca carycy Katarzyny II.

Tradycja łączy się ściśle z historią, która potwierdza, że zdecydowaną większość monarchów, bo od Władysława Łokietka do Augusta III Sasa koronowano w Krakowie, nawet wówczas, gdy ten gród nie posiadał już miana stolicy.

Poza tym tradycja łączy się ścisłe z autentyczną, a nie sztuczną historią i jej zabytkami. Tych w Krakowie nie brakuje na każdym kroku, a tą sztuczną obfituje Warszawa z Zamkiem Królewskim (wybudowany i udostępniony w 1984 r.) niemającym jeszcze 50 lat potrzebnych ustawowo do zakwalifikowania takiego obiektu do grona zabytków.

Jako były mieszkaniec Wawelu, od urodzenia związany z naszym królewskim miastem, nie wyobrażam sobie innego miejsca tej ceremonii, niż Katedra Wawelska. Nie sprzyjam jednak ani powrotowi stolicy do Krakowa, ani polskiej współczesnej monarchii.

Tadeusz Michał Nycz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *