Minął 4 czerwca br., w którym zjechali do Warszawy przedstawiciele totalnej opozycji, pokazując na manifestacji prawdziwe oblicze…Wypowiedzi, niesione hasła z wykropkowanymi i niewykropkowanymi wulgarnościami, to dowód intelektualnego i moralnego poziomu tych ludzi.
Marsz zapowiadany na święto i zwarcie szeregów w słusznych ideowo sprawach pokazał takie dno i zgniliznę, że trzeba współczuć wielu wyborcom, którzy dotychczas popierali te gremia, nie zdając sobie sprawy z ich prawdziwego oblicza.
Manifestacja wymknęła się spod kontroli. Przerażony Donald Tusk, usiłował stonowanymi słowami ratować sytuację, co z uwagi na jego wcześniejsze publiczne wystąpienia, zabrzmiało nieszczerze, choć robił, co mógł, nawet sięgając do publicznego ślubowania…
Jeszcze parę dni temu najgorszymi określeniami charakteryzował przeciwników politycznych i ich elektorat. Manifestem dał hasło do boju… i choć nie używał niecenzuralnych słów, a tylko przypisywał władzy nieprawdziwe cechy i niezawinione błędy, to bezczelnym wystąpieniem otworzył dla własnych aktywistów puszkę Pandory…, w wyniku czego doszło do ujawnienia prawdziwego oblicza totalnej opozycji.
To są ludzie ciężko chorzy z nienawiści, którym to uczucie przyćmiewa zdrowy rozsądek. Takich osób nie da się w żaden sposób przekonać i wyleczyć, bo stronią od merytorycznej dyskusji, stąd pozostaje tylko usunięcie z polityki przy pomocy kartki wyborczej.
Zapowiadany był spontaniczny marsz przedstawicieli szerokiej opozycji protestujących przeciwko władzy. Spontaniczność nie miała miejsca, ponieważ był to zlot głównie aktywistów PO przywiezionych do stolicy autobusami z całej Polski.
Pocieszające jest, że ludzie oszukani przez totalną opozycję mają szansę zreflektować się w warunkach, gdy czarno na białym dojrzeli, jaką zgniliznę moralną dotychczas nieświadomie popierali.
Język rynsztokowej wulgarności występował powszechnie, czego w żaden sposób ukryć się nie da, gdyż słowa padały nie tylko z ust prominentnych działaczy partyjnych, ale co gorsza intelektualnego zaplecza.
Pewien wybitny aktor o międzynarodowej renomie dał obraz rynsztokowych wulgarności skierowanych do młodzieży, dowodzących jego kulturowego obycia. Wszystko to kładzie się fatalnym cieniem na ludziach części polskiej kultury, sztuki i nauki, opcjonalnie zaangażowanych w tym nurcie politycznym.
Zdumiewa wypowiedź byłego 1 Prezesa SN, który przed marszem zarzucił Prezydentowi RP zdradę narodu, bo podpisał ustawę przeciw wpływom rosyjskim. Wygląda to tak, jakby szacowny profesor bronił tych, którzy umyślnie lub nieumyślnie działali na rzecz putinowskiej Rosji.
Głęboko współczuję dość szerokim gronom nauczycieli akademickich, którzy beztrosko dali się uwieść fałszywym i obłudnym hasłom opozycji i ten jej polityczny rynsztok dotychczas popierali.
Jak ci ludzie, znając Akademicki Kodeks Wartości uchwalony przez UJ w 2003 r. i przyjęty przez wszystkie wyższe uczelnie, spojrzą teraz na siebie do lustra w zaciszu własnego domu? Czy im nie wstyd, że byli naiwniakami i dali się przekabacić niegodnym cwaniakom?
Nie mniej współczuję niektórym koleżankom i kolegom, którym starałem się wyjaśnić meandry polityki, a którzy bez głębszego przemyślenia uważali PiS za jakieś moralne niziny, i dlatego cały czas optowali za nowoczesną i postępową PO.
Musi im być dzisiaj bardzo głupio, bo przecież nikt nie lubi być wystrychniętym na dudka, ani zaliczanym do zgnilizny intelektualnej i kulturalnej. Wbrew pozorom analiza rzeczywistości nie jest taka trudna.
Wystarczy tylko nieco wysilić szare komórki i nie pozwolić tendencyjnym mediom na zrobienie sobie z mózgu wody. Zauważyłem, że czasem uczucie zazdrości pejoratywnie pojmowane potrafi ludzi porządnych sprowadzić na polityczne manowce.
Kiedy słychać z mediów opozycyjnych, jakie to profity finansowe osiągają rządzący z uczestnictwa w radach nadzorczych spółek skarbu państwa, to wyzwala się odruch negacji przyćmiewający od razu logiczne rozumowanie.
Na tym odruchu grają łajdacy, złodzieje i oszuści, którzy sami ubabrani w przestępcze afery hipokratycznie pokazują znaczne korzyści obozu rządzącego, które usiłują przyrównać do swojego złodziejstwa, choć są to legalne zdobycze wyborcze.
Przeciętny rodak zaatakowany takimi wieściami nie pomyśli, nie zastanowi się rozsądnie, tylko powodowany zazdrością i zawiścią brnie w totalną krytykę. Mógłby energię zamienić w dobro, objąć jakąś funkcje publiczną przynoszącą podobne korzyści.
On woli poprzestać na krytyce, bo ona nic nie kosztuje, nie wymaga codziennego olbrzymiego wysiłku w pracy, a tylko nieco łagodzi fatalną zakorzenioną głęboko, nie wiedzieć czemu, zawiść.
Niestety sporo mamy zawistników, których odczucia doskonale wykorzystywała opozycyjna propaganda medialna. Powodowała odsunięcie się wyborcy od tej partii, której program pokazany i realizowany przynosił zawistnikowi korzyści, a mimo to, tenże boczył się na dobroczyńcę, działając w efekcie przeciwko własnemu interesowi!
Zaistniały na marszu blamaż jest w stanie ten trend odmienić i to dość skutecznie. Innymi słowy może się sprawdzić przysłowie mówiące, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Karabeusz