MARSZ TOTALNYCH STEFANKÓW…

Motto: inteligencja z chamstwem nie zwykła iść w parze, przynajmniej kulturalnie tak ich nie kojarzę.

Burczał Stefek Burczymucha,
Dokazując wciąż do ucha…
Sprytne słówka ułożone
Przez zawiści zaognione,

Miały bronić ideałów –
Rzeczywistych – bez kawałów!
Przekonywał tak upojnie,
Że od dawna jest na wojnie.

Wkrótce się rozprawi śmiele,
W zarządowym będąc ciele…
Jeśli tylko naród miły
Da mu więcej nieco siły…

I, wyniesie znów do władzy.
Ma oblicze pełne sadzy,
W grymasikach wykrzywione
Oraz złością przepojone,

Lecz na marszu uśmiechnięty.
Przerażeniem w końcu zdjęty,
Zlekceważyć chciał obelgi,
Niczym z obcej marki felgi…

Dobierani aktywiści,
Nastawieni – bądźmy ściśli,
Taki blamaż pokazali,
Że się zrodził „śmiech na sali…”

Wyuczeni dawno slangiem,
W mig walnęli bumerangiem…
Ustrzelili własną paszczę,
Która brzydkie słowa głaszcze.

Mocno w grandy ubabrani –
W pozoracji zatroskani,
Zarzucają przeciwnikom,
Że, to dzięki ich wynikom…

Nielogiczne decybele.
Szkód narobić mogą wiele,
Gdy, kto bluzga bez umiaru.
Wulgarnością już obszaru.

Szczyt prostactwa dokumentnie.
Stefek się tłumaczył mętnie,
Odcinając fatum zguby,
Kiedy chamstwa przejaw gruby,

Zapanował wnet powszechnie.
Taki bardzo trudno zdechnie…
Znalazł jednak rozwiązanie –
Przykląkł, złożył ślubowanie.

Fest wystraszył się kaczuszką –
Nie mógł ruszyć żadną nóżką…
Oto finał harmideru,
Kłamliwego też bajeru.

Potem jeszcze w TVN-ie
Mamy chamstwa uwielbienie.
I przechwałki ilościowe –
Jakby upadł ktoś na głowę!

Tadeusz Miłowit Lubrza

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *