W TYGLU…

Motto: w kampanii wyborczej trzeba patrzeć na własny, a nie sloganowy interes…

Kampania wyborcza w pełnym rozkwicie. Powinna sprzyjać wyjaśnianiu najistotniejszych problemów, co służy następnie korzystnemu wyborowi. Tyle teoretyczne założenie, które w praktyce diametralnie odbiega od definicji.

Przeciętny, słabo wyrobiony wyborca, albo taki, który sam o sobie mówi, że nie zna się na polityce, ze słowotoku kampanijnego nie jest w stanie niczego sensownego zrozumieć. To się zwie plastelinowym urabianiem przyszłego elektoratu.

Chodzi o to, aby bez względu na wykształcenie, przeciętnego obywatela tak ogłupić, aby przy urnie wyborczej nie posługiwał się własnym interesem, lecz jakimś niezrozumiałym, ale emocjonalnie istotnym hasłem i wedle tej idei dokonał fatalnego dla siebie wyboru.

Co jest takim hasłem? Na pierwszej linii mamy demokrację, w imię, której od 8 lat trwa zacięty bój między władzą a opozycją. Gap, bierny uczestnik sporu, nie wie, o co w nim chodzi, ale czynnie uczestniczy podsycany medialnymi sprytnymi haczykami…

Obie strony kłócą się jak przedszkolaki, o coś, co nie istnieje! To szczyt skuteczności medialnej, która w bardzo prostej sprawdzalnej encyklopedycznie sprawie jest w stanie tak rozpalić namiętności przeciwników, że oni zawzięcie walczą, jak te głupie koguty…

Różnica jest zasadnicza, gdyż motywem walki kogutów są względy kwoki, a w ludzkiej odmianie tej walki nie ma nic, poza jakimiś nie wiedzieć czemu wyzwolonymi medialnie emocjami…I jak sensownie wierzyć w twierdzenie, że człowiek to istota rozumna?

Aby krytyka nie była gołosłowna przytoczę rzeczowe uzasadnienie. W III RP nie istnieje demokracja, ponieważ konstytucyjnie nie zbudowaliśmy systemu, w którym większość o ważnych dla siebie sprawach decyduje.

Zapisano w ustawie zasadniczej, że naród sprawuje najwyższą, zwierzchnią władzę, ale pod tym nie kryje się żadne konkretne władcze uprawnienie w ramach pojęcia demokracji bezpośredniej, wymienionej wyraźnie w art. 4 Konstytucji RP.

Zostaliśmy oszukani, gdyż od nas nie zależy nic, czyli zapis powołanego przepisu jest pusty. Mimo tego, namiętnie toczymy od dziesięcioleci bezsensowne spory o obronę demokracji, której jeszcze w realu nie zbudowaliśmy.

Co jest przyczyną tej absurdalnej sytuacji? Niektórzy powiadają, że polityka, to taka trudna dziedzina życia, że przeciętnemu człowiekowi niełatwo zorientować się, o co w tym wszystkim chodzi? To jest chwytliwy medialnie pozór.

Główną przyczyną jest nasze totalne lenistwo umysłowe. Nie chce nam się zaglądnąć do encyklopedii, przeczytać prostą i zrozumiałą definicję demokracji, odczytać jasny zapis art. 4 Konstytucji i wyciągnąć logiczny wniosek, że od lat jesteśmy robieni w bambuko…!

Zachowujemy się jak jacyś dzicy z trzeciego świata, nie obrażając ich intelektu, bo być może oni są od nas mądrzejsi w swoim prostym spojrzeniu na rzeczywistość? Ale my mamy o sobie bardzo wysokie mniemanie!

To tutaj w Europie jest kolebka i szczyt ludzkiej inteligencji, która w rzeczywistości nie potrafi rozszyfrować prostego słowa – demokracja, choć na „enigmę” było nas stać! Stańczyk powiedziałby, że jesteśmy znacznie mniej inteligentnymi błaznami od niego.

On jednak wykonywał swój zawód, czyniąc to bardzo dobrze. My natomiast sądzimy, że jesteśmy pozbawieni cech błazna, potrafimy logicznie i inteligentnie rozumować, ale jest to czcza gadanina, niemająca z rzeczywistością nic wspólnego.

Porównanie nas z błaznem nie jest odpowiednie, gdyż powodowałoby ujmę Stańczykowi, który nawet doczekał się np. w Krakowie ulicy swego nazwiska. My jesteśmy zwykłymi osłami, niezasługującymi na walor człowieka myślącego.

Dopóki sami nie uzmysłowimy sobie własnego błędu, spoglądając do lustra w łazience, żaden postęp nie ma szans realizacji, ponieważ każda naprawa wymaga najpierw ustalenia błędu, wady, którą chcemy usunąć. Nasza tragedia nie ogranicza się do demokracji.

Drugim jeszcze ważniejszym hasłem jest praworządność. Każdy z nas chciałby, aby prawo stosować jednoznacznie, zgodnie z założoną jego treścią i aby nie było inaczej rozumiane przez nas, inaczej przez władzę wykonawczą, a jeszcze inaczej przez sądy.

Chcemy po prostu jednoznaczności litery prawa, której sprzyjała funkcjonująca w Polsce przez wiele lat legalna wykładnia ustaw. My jednak pozwoliliśmy sobie ją odebrać i dzisiaj, jak te barany beczymy o braku praworządności, która bez tej wykładni nie istnieje!

Słuchamy milionów słów prawników o naprawie systemu prawa, ale nie przyjdzie nam do głowy, ani to, że nas kołują, ani prosty sprawdzony zabieg w postaci funkcjonowania legalnej, wiążącej wykładni ustaw!

Także w tym zakresie jesteśmy skończonymi osłami, na własnej skórze odbierającymi negatywne skutki braku wiążącej wykładni, ale nie robimy nic, aby ją przywrócić, dając się tylko nabierać okrągłym słówkom jurystów o kolejnym doskonałym pomyśle naprawczym.

Jak głupcy tkwimy w tyglu kampanii wyborczej, nie potrafiąc ani osiągnąć demokracji, ani praworządności, choć to takie proste, bo jesteśmy totalnymi osłami pozwalającymi sobą manipulować przez niewidzialnych, medialnych super cwaniaków…!

Tadeusz Michał Nycz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *