Motto: zmiany malowane lewicowo…
Po kilku latach od przełomu politycznego widziałem sprzeczność pomiędzy wyuczonymi i wpojonymi zasadami prawa, a rzeczywistością, stąd intuicyjnie podejrzewałem do czego może to doprowadzić i niestety nie pomyliłem się, w świetle obecnie widocznej anarchii…
U żyjących jeszcze mistrzów uniwersyteckich upewniłem się, że oni są zwolennikami przywrócenia do systemu prawnego legalnej wykładni ustaw i zacząłem w swoich opracowaniach na ten temat pisać.
Skonstatowałem ze zdziwieniem, że problem legalnej wykładni ustaw w gremiach naukowo-prawniczych stanowi temat tabu… Nikt spośród poważnych przedstawicieli nauk prawnych nic o legalnej wykładni ustaw nie publikował i nadal nie publikuje.
Miałem nawet spotkanie z wybitnym konstytucjonalistą, którego poprosiłem o wyjaśnienie istnienia pozycji literaturowych wydanych po 1997 r. na temat legalnej wykładni ustaw. Okazało się, że takich opracowań nie ma.
Ta profesjonalna odpowiedź pobudziła mnie do rozmyślań, dlaczego legalna wykładnia ustaw jest tematem tabu? Z logicznego punktu widzenia, to szczególnie niepokojące zjawisko zważywszy na rolę jaką pełni w prawie ta instytucja.
Pamiętam wykłady mistrzów uniwersyteckich: prof. dr hab. Kazimierza Opałka i prof. dr hab. Witolda Zakrzewskiego, którzy w czasach PRL, w warunkach niefunkcjonowania tej wykładni wyjaśniali, że jest to instrument sprzyjający jednakowemu stosowaniu prawa.
Później doszło do nadania Trybunałowi Konstytucyjnemu prawa wydawania legalnej wykładni ustaw, która z powodzeniem w Polsce funkcjonowała do czasu wejścia w życie Konstytucji RP, eliminującej tę ważną i niezbędnie potrzebną instytucję prawną.
Można wstępnie przypuszczać, że chodziło o wyłączenie odpowiedzialności prawnej biznesmenów, którzy stali się milionerami z poniedziałku na wtorek kosztem powszechnego pokrzywdzenia ludzi zatrudnianych na podstawie umów cywilno-prawnych lub na czarno.
Przyczyna nasuwa się jako pierwsza, gdyż do dzisiaj tego problemu poprawnie nie rozwiązano. PiS coś tam usiłował, ale są to półśrodki perfumujące nieczystość w postaci naruszenia Konstytucji w związku z przepisami Kodeksu pracy.
Co prawda jeden z wybitnych przedstawicieli nauki prawa pracy prof. dr hab. Arkadiusz Sobczyk stwierdza jednoznacznie niedopuszczalność prawną zastępowania umów o pracę kontraktami cywilno-prawnymi, ale pozostali uczeni nabrali wody w usta i milczą.
Dochodzę do wniosku, że przyczyna tego stanu rzeczy jest głębsza. Przymierzając się do wejścia w szeregi wspólnoty europejskiej nasze gremia prawnicze musiały się zorientować, że w prawie unijnym legalna wykładnia nie funkcjonuje.
Podejrzewam, że mogły być nawet jakiś zakulisowe naciski zmuszające do wyeliminowania z naszego systemu prawnego legalnej wykładni ustaw i dlatego w Konstytucji RP nie została ona przewidziana.
To brzmi jak spiskowa teoria dziejów, ale jest bardzo możliwa w świetle faktów. Dziedzina nauk prawnych należy do najbardziej strukturalnie rozbudowanych uniwersytecko w stosunku do stanu z roku 1989.
Dano prawnikom szanse rozwojowe poprzez stworzenie coraz bardziej cudacznych katedr na wydziałach prawa i administracji, aby jurystów zaspokoić i skłonić do ciszy w zakresie ustalonego tematu tabu.
Gdyby wiążąca wykładnia ustaw nie została przez Konstytucję wyeliminowana, mielibyśmy diametralnie inną sytuację. Przede wszystkim, ukształtowane od wieków reguły prawa byłyby zasadniczo przestrzegane.
Zdecydowana większość prawników zatrudnionych we wszystkich zawodach prawniczych nie odważyłaby się na rażące naruszanie prawa w obawie o własną odpowiedzialność prawną, do której doszłoby przy wykorzystaniu legalnej wykładni ustaw.
Nie mielibyśmy katedr politologicznych, w ramach których wmawia się społeczeństwu wspaniały ustrój demokratyczny, przy najwyższej władzy suwerena zapisanej w Konstytucji RP w warunkach, gdy naród nie posiada ani jednego uprawnienia władzy bezpośredniej.
Żaden profesor nauk prawnych nie poważyłby się na wypisywanie bzdur o wyższości prawa unijnego nad Konstytucją RP, bo w świetle jej art. 8 ust. 1 zostałby wyśmiany i pewnie od razu usunięty z uczelni.
Takich różnych pozytywnych skutków można wymieniać tysiące. Jednym z ważniejszych na arenie międzynarodowej byłaby pozycja Polski w Unii Europejskiej. Opozycja PiS-owska nie istniałaby, bo co bardziej odważni naruszający bezczelnie prawo znaleźli by się za kratkami.
Opozycja musiałaby przybrać charakter racjonalnej i konstruktywnej, dbające o interes Polski a nie sąsiadów… Cała UE wyglądałaby bliżej tego, jak pierwotnie chcieli ojcowie założyciele. To wszystko jednak nie jest korzystne dla trzymających kasę.
Z tego względu dyskusja w naukowych kręgach prawniczych omija z daleka temat legalnej wykładni ustaw, jako ogromnie niebezpieczny dla władzy, chyba zresztą każdej, bo nigdzie w nie słychać debat na ten temat…
Tadeusz Michał Nycz