MALOWANY ŚWIAT 1…

Motto: poliptyk, czyli tryptyk z bisem…

Malowany świat kurzym pazurem – taka sentencja przychodzi mi do głowy, gdy spojrzę dzisiaj wstecz na rzeczywistość prawną, w której zostałem wychowany. Od małego uczono mnie obowiązku przestrzegania reguł prawa, jako organizatora życia społecznego.

Przyjąłem to założenie aksjomatycznie, nie wchodząc w szczegóły. Ta zasada przyświecała mi w całym życiu, chociaż dopiero na studiach zostałem zapoznany z prawniczymi meandrami.

Kierunek studiów był dla mnie ciekawy, ale nie wzbudzał entuzjazmu do zaborczej nauki. Tylko niektóre wykłady prawnicze były szczególnie interesujące, gdyż pozwoliły poznać teorię funkcjonowania, wedle której miały działać wszystkie prawa dziedziny.

Najciekawszy okres nastał wówczas, gdy wybrałem specjalizację z zakresu prawa pracy. W tę dziedzinę wszedłem celowo, uznając najszerszy chyba zakres zastosowania tego kierunku prawa do każdej pracującej osoby.

W okresie studiowania można było tak powiedzieć, ponieważ system zarządzania zorganizowaną pracą był w rękach państwa, toteż takie zjawiska, jak praca na czarno, czy zastępowanie umowy o pracę kontraktem cywilno-prawnym nikomu się nie śniły.

Antagonizm istniał pomiędzy tym, co państwo chciało dać pracownikom, a tym, czego oni chcieli bezpośrednio lub za pośrednictwem związków zawodowych. Instancje te były pod kontrolą partyjno-państwową dlatego do niepożądanych roszczeń na co dzień nie dochodziło.

System prawny był nieco spaczony ustrojowo, ale wszyscy powszechnie wiedzieli, że to efekt demokracji socjalistycznej. Od czasu do czasu wybuchały większe niezadowolenia, z którymi władza nie potrafiła sobie poradzić, stąd zmuszano ją do zmiany kadrowego garnituru…

Ustrój istniał niezłomnie zorganizowany pod przymusem socjalistycznego prawa, którego stosowanie odpowiadało zasadniczo teoretycznym założeniom nauki prawa przy uwzględnieniu ideowego odchylenia.

Mimo żelaznej granicy między wschodem a zachodem Europy przemieszczeń ludności z różnych okazji nie dało się wyeliminować, toteż nowinki zachodniej demokracji, w tym wolno działających związków zawodowych do nas przenikały.

Władza usiłowała utrącać ten kierunek myślenia agresywnie zwalczając nielicznych buntowników ustrojowych, ale w końcu poległa, gdyż założenia ekonomii nie zdołały osiągnąć socjalistycznego dobrobytu, nie mówiąc o przesłankach zachodniej stopy życiowej.

Nastąpił przełom totalny, który był inspirowany możliwością wykazania się w prywatnej działalności gospodarczej. W tym momencie doszło do poważnego błędu, który nazywa się brakiem rzetelności w zakresie zrozumienia sedna zagadnień ustrojowych.

Rodacy wyjeżdzający za granicę byli nasączani jedną korzystną stroną zachodniej demokracji, a ukrywano przed nimi skrzętnie drugą stronę medalu… Wiedzą naszych emisariuszy, w tym układzie, szczególnie zainteresowani byli Niemcy.

Wynikało to z usilnego ich dążenia do połączenia NRD z RFN, a nasza rewolucja ustrojowa mogła w tym znacznie pomóc. Pobrzmiewały co prawda głosy o potrzebie  rzetelnego przeanalizowania problemów od A do Z, ale szybko tonęły w parciu do… pecunia non olet.

W zawodach prawniczych było to szczególnie widać w sferze publikacji prac naukowych i komentarzy przepisów. Ustrój socjalistyczny administracyjnie nad tym panował, aby w opracowaniach nie znalazły się niedopuszczalne politycznie zwroty.

Upadek socjalizmu stworzył wolną amerykankę wydawniczo-komentatorską, zwłaszcza z zakresu polityczno-prawnej dziedziny. Posypały się tysiące publikacji i komentarzy. Byłoby dobrze gdyby ktoś nad tym zapanował organizacyjnie, a co najmniej merytorycznie.

Tego rodzaju działalność jest korzystna przy dochowaniu wyuczonych reguł prawa, w tym jego poprawnej wykładni. Tymczasem zeszliśmy w tej dziedzinie zupełnie na margines społeczny…

Co bardziej przedsiębiorczy uczeni w chorej wyobraźni, zaczęli przedstawiać rzeczywistość zupełnie nieprzystającą do reguł wyuczonego zawodu. Pęd do kasy wydawniczej był tak przemożny, że mało kto się wstydził kompromitujących dotychczas wypowiedzi.

Na sympozjum w Krakowie pewien profesor z Warszawy stwierdził, że napisał takie multum komentarzy, że ma… złotówki w oczach. To nic złego pisanie komentarzy, ale ilość zaczęła przeważać nad jakością popadającą coraz częściej w absurdy.

Jednym z nich o skali negatywnie ogromnej było dopuszczenie do powszechnego zastępowania umów o pracę umowami cywilno-prawnymi, czyli nic innego jak bezczelne pomaganie polskim powstającym w ten sposób milionerom.

Państwo musiało się rozwijać, ale czemu nie jednostajnie i spokojnie, tylko kosztem powszechnej krzywdy tych, którzy w znacznej mierze należący do „Solidarności” przyczynili się do zmiany ustroju? Cdn.

Tadeusz Michał Nycz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *