Historia, jako matka wszechczasów, w roli kłamstwa jawi się niestety często i w każdej epoce. Jej etymologia wywodzona jest z przeplatania dat i faktów poukładanych komentarzowo wedle dowolnego scenariusza osoby ją piszącej.
Z dzisiejszej perspektywy widać, że świat zaczyna pomału stawać na głowie, wywodząc pseudo idealistyczne nonsensy na piedestał, aż tak dalece, że niektóre zjawiska zaczynają bulwersować niejednego mieszkańca Niebieskiej Planety…
Niektórzy wyrażają zdumienie, do czego to dochodzi i utyskują na kierunek degrengolady, złowieszczo przewidując jakiś totalny upadek. Tymczasem nic tak strasznego się nie dzieje, czego nie mogliśmy zobaczyć w wiekach poprzednich i przeżyciach tych pokoleń.
Jedyna różnica polega na szybkości obiegu informacji o współczesności i na nowych coraz bardziej zdehumanizowanych środkach kreujących rzeczywistość, pozostających w opozycji do głoszonych powszechnie haseł wolności człowieka.
Opisywanie historii nie zmienia się, ponieważ fakty są interpretowane wedle modelu przewodniego, którym ludzkość aktualnie żyje, przy czym niezmienna pozostaje dążność jednego człowieka do wyzyskiwania drugiego, mimo sprzeczności z idealistycznie powszechnie głoszonymi ideami.
Zmieniają się tylko reguły panowania gospodarczego, ale jego istota pozostaje ta sama. Historia opisując zachodzące zmiany kreuje je odpowiednio do wydumanych teoretycznych reguł, którymi niektóre głośno medialne kręgi społeczne się żywią.
Głoszenie tych koncepcji osiąga obszary absurdu, ale większość statystyczna krajowych społeczeństw nie jest w stanie z tym nic zrobić. Sprzeciw dla dehumanizacji nie porywa tłumów, ponieważ poziom życia odbiega od głębokiej nędzy gotowej na rewolucję.
Z tego powodu w braku zagrożenia dla nonsensów, wdrażane głupoty pobudzają ludzi do współczesnych igrzysk, czyli jednych do rozmyślań, innych do małpowania, a jeszcze innych do zdziwienia.
Każdy w jakiś znany sobie sposób odbiera emocjonalnie to wariactwo, którego stopień szkodliwości może się niebawem okazać zgubny w skutkach i to w sposób dość znamienny. Rzecz w tym, że rzesze pracujące nie mają czasu na drobiazgowe analizy i wyciąganie wniosków, gdyż są zajęte codzienną harówką zatrudnieniową.
Będący w stanie spoczynku emeryci i renciści, posiadający bogate doświadczenie mogą pisać o zagrożeniach, ale nikt powszechnie tym się nie przejmie, a przede wszystkim młodzi nie zrozumieją tych wynurzeń pokoleniowych, a tylko oni mogliby ruszyć z posad świat.
Pomimo pokazywanych nam codziennie skutków koronawirusa, czy poważnych zagrożeń bezpieczeństwa związanych z uwarunkowaniami politycznymi stara Europa pozostaje na to obojętna uważając, że problemy jakoś same się rozwiążą.
Nie ma siły sprawczej dla procesu racjonalnej naprawy i dlatego współcześnie pisana historia będzie nasączona wielowątkowymi elementami sprzeczności i nielogiczności, trudnymi chyba do zrozumienia przez przyszłe pokolenia.
Opisujący tę historię w sensie esencji dziejowej, jaka po nas pozostanie nie będą jednak odbiegać od typowej reguły opisywania dziejów, która polega na przytaczaniu faktów bez szczegółowej, poprawnej analizy przyczynowo skutkowej, czyli nic nowego.
Patrząc z perspektywy choćby na rewolucję francuską wybuchłą pod hasłami wolność, równość i braterstwo widzimy, do czego faktycznie ta ideologia doprowadziła i jakim kosztem.
Historia nie analizuje w szczegółach skali ofiar opisywanych dziejów i nonsensów skutkowych, bo gdyby tak było to ta francuska masakra nie byłaby do zaakceptowania dla następnych pokoleń.
Historycy musieli ją przypudrować, coś dodać, coś ująć, aby w efekcie finalnym wyszło, że wspaniałe idee pierwotnej rodzącej się w Europie demokracji przyniosły w rezultacie pozytywne rezultaty.
Tymczasem prawda jest taka, że rewolucja spowodowała płacz, śmierć powszechną na gilotynie i rządy tyrana Napoleona, który niepohamowany w swej pysze wodzowskiej niemal cały kontynent utopił we krwi.
Przywoływanie go w naszym hymnie narodowym ma charakter sentymentalny z uwagi na ustanowienie Księstwa Warszawskiego, jako namiastki państwowości polskiej. Sentyment ten jednak ma się nijak do pozytywów rzeczywistych skutków jego rządów.
Koniecznością pozostawało ubarwienie historyczne tej postaci, co Francuzom się udało, a dzisiaj obserwujemy podobne początki działań Niemców odpowiedzialnych za inną pożogę, tym razem II wojnę światową…
Napoleon pozostawił po sobie chociaż kodeks praw, co go wyróżnia in plus na tle takich postaci jak Hitler, czy Stalin. To, że my Polacy mamy sentyment do Napoleona nie może dziwić z racji przywrócenia nam naszej państwowości po latach katorgi zaborców.
Niezrozumiałe są natomiast pozostałości po Stalinie, że wspomnę Pałac Kultury i Nauki, który już dawno powinien z widoku Warszawy zniknąć. W jaki sposób historycy przedstawią tę sprzeczność w postaci generalnej idei anty oraz tolerowania pamiątek po zbrodniarzu trudno przewidzieć, ale na tym właśnie polega budowanie narracji historycznej.
Do istniejących faktów dokładana jest otoczka ideologiczno-polityczna, stąd w zależności od tego, kto pisze tę historię, rzeczywisty obraz spisany na kartach może być u poszczególnych autorów odmienny, choć wszyscy potwierdzą jednolicie przewodnie wydarzenie.
Można powiedzieć, że historia, co do znanych faktów nie różni się wśród historyków tyle, że z tych okoliczności nie da się wywieść wniosków przyszłościowych. Same suche zdarzenia i ich daty do niczego jeszcze nie prowadzą w sensie uczenia się na błędach byłych pokoleń.
Historii jest niezbędna cała otoczka opisowa, bo z tego komentarza dopiero można wywnioskować drogowskazy na przyszłość. Marazm historyczny polega na tym, że jej nauka sprowadza się do pamięciowego wkuwania dat i faktów, co dla młodzieży jest całkowicie nieatrakcyjne.
Na analizę historyczną nie tyle nie ma czasu, ile brakuje chyba historyków umiejących ten proces przedstawić i dlatego w skali powszechnej matka pokoleniowych doświadczeń nie uczy poprawnego postępowania w przyszłości.
Tadeusz Michał Nycz