Żyjemy obecnie w gąszczu informacyjnym straszącym nas wojną w Europie, której można by z powodzeniem uniknąć przyjmując Ukrainę do NATO, ale do tego przedsięwzięcia nie są gotowe zachodnie demokracje pokazujące tylko politycznie-medialną spójność werbalną.
Dlaczego tak się dzieje, chyba nietrudno zrozumieć. Wiele już lat trwająca inwigilacja Ukrainy przez rosyjskie służby specjalne doprowadziła do znacznego rozdźwięku poglądów w gronie samych Ukraińców.
Oni są po prostu podzieleni. Część z nich optuje na zachód, a część na wchód i dlatego wobec braku przeważającej jedności narodu w zakresie jego przynależności do kultury zachodniej, tenże zachód nie chce wkładać przysłowiowego palca między drzwi.
Na dzień dzisiejszy, być może ta polityka jest słuszna, ale to konsekwencja beztroski roku 2014, kiedy to zachód pozwolił na zmianę granic Ukrainy i doprowadził jeszcze do skandalicznych porozumień mińskich w zasadzie ponad głowami Ukraińców.
Trudno przewidzieć dalsze posunięcia Władimira Putina, ale znając jego przebiegłość najprawdopodobniej do wojny konwencjonalnej nie dojdzie, natomiast Rosja będzie drobnymi kroczkami dążyła do osiągnięcia swoich zaborczych interesów.
Takie niewielkie eskalacje zachód potraktuje, jako minimalne zagrożenie, toteż istotnej riposty nie będzie, poza dyplomatycznymi oficjalnymi notami. Na słowach się zatem skończy, a groźby unieruchomienia rurociągu bałtyckiego można będzie między bajki włożyć.
Patrząc na politykę Unii Europejskiej zmierzającej do rozbicia państw narodowych i stworzenia czegoś w rodzaju Stanów Zjednoczonych Europy i to bez zgody zainteresowanych państwowych podmiotów, W. Putin doskonale przewiduje, że jego manewry spójne są z celami Unii i nie wywołają negatywnych konsekwencji.
Może być całkowicie spokojny, co do uruchomienia rurociągu bałtyckiego i wdrażania dalszego planu rozłożenia Europy zachodniej na łopatki, gdyż to przedsięwzięcie współgra z perspektywicznymi planami unijnymi.
Zawirowania światowe wywołane pandemią koronawirusa pomału wygasają, gdyż społeczeństwa już wielu państw połapały się, co do podstępów związanych z tworzoną aurą zagrożenia i stąd widzimy tylko pozostałości absurdów.
Przykładowo, wszedłem do jednego z supermarketów i zobaczyłem napis: „Maksymalna dopuszczalna liczba klientów 135”. Rozglądnąłem się dookoła, chcąc znaleźć pracownika liczącego wpuszczanych klientów, lub zamontowane urządzenie liczące, ale na darmo…
Wygląda na to, że to klienci we własnym dobrze pojętym interesie powinni się sami policzyć tyle, że nie wiadomo jak to praktycznie uczynić? W małej „Żabce”, gdzie wolno przebywać 10 klientom, możliwość policzenia jest realna, ale nie w dużym supermarkecie.
Chodząc na spacery w dobrze pojętym własnym interesie zdrowotnym spotykam tu i ówdzie nadal wystraszonych medialnie ludzi, którzy bez potrzeby chodzą ulicami skrzętnie opatuleni szczelnie przylegającymi do twarzy maseczkami ochronnymi.
Oni po prostu nie zdają sobie sprawy z działania przeciwko własnemu zdrowiu, gdyż tkwią nadal w aurze totalnego medialnego wystraszenia, sądząc, że szczelne przykrycie swoich dróg oddechowych może im pomóc zamiast zaszkodzić.
Skuteczność oddziaływania medialnego jest w stosunku do takich jednostek przemożna, toteż zwracanie im uwagi na negatywne konsekwencje nie ma żadnego sensu, gdyż może doprowadzić tylko do niepotrzebnej scysji, identycznie jak zwracanie uwagi palaczom.
Zainteresowania wycieczkowe doprowadziły mnie do perły orlich gniazd – Zamku w Pieskowej Skale i jakież było moje ogromne zdziwienie, gdy zobaczyłem cennik opłat wejściowych na dziedziniec ogólny (sic!).
Okazuje się, że w erze propagowania przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego bezpłatnego dostępu do dóbr kultury znajdują się kacyki samowolnie, bo wbrew polityce państwa wyciągający pieniądze z kieszeni obywateli i to w sposób dość bezczelny.
Nikt przecież nie kwestionuje opłat za zwiedzanie dóbr kultury, ale nie za samo oglądanie ich murów. Tym sposobem jeszcze trochę a doczekamy się biletów wstępu na wzgórze Wawelskie, choć to chyba nie będzie takie proste, gdyż wymagać będzie zgody Kurii Metropolitalnej, jako współzarządcy tego miejsca.
Indagowany w tej sprawie resort uznał ustami swojego niskiego szczebla urzędnika, że wszystko odbywa się zgodnie z prawem, co tylko potwierdza niepokojący rozdźwięk pomiędzy elitami władzy, a zapleczem urzędniczym.
No cóż, w dobie tak powszechnego zamieszania, rozsądnym pozostaje jedynie szermowanie ustami satyry, która czasami łatwiej trafia do rządzących, aniżeli racjonalnie przemyślane argumenty i dlatego zapraszam do przeczytania wiersza pt. „Dostęp do murów kultury”.
Tadeusz Miłowit Lubrza