Motto: miło jest śnić, ale dochodzi w końcu do przebudzenia i zmierzenia z realem…
Przegląd aktualności światowych czasem człowieka zaskakuje i dziwi, ale rzadko sprowadza na drogę przemyśleń i naprawy złej rzeczywistości. Podchodzimy do sensacji, jakby obojętnie, bo ona nas nie dotyka, czy może nie dotyczyć w danej chwili bezpośrednio.
To błędne podejście, ponieważ współczesność, czyli przebieg tego, co się wydarza pośrednio a z czasem bezpośrednio tyczy się każdego, tylko całkiem możliwe, że mało kto na to zwraca uwagę zwłaszcza, gdy mamy do czynienia najpierw z pośredniością.
Coś tam złego, zaskakującego się wydarzyło, niech się martwią inni, czyli ci, co są danym zjawiskiem bezpośrednio objęci. Nam przelatuje problem przez jedno ucho i wylatuje drugim, może czasem budząc nadzwyczajne zdziwienie i na tym koniec.
Można uznać, że taki sposób reakcji został w pewnym sensie zaprogramowany. Żyjemy w erze komórkowej, która dostarcza codziennie tysięcy różnych informacji zaciekawiających właściwie tylko z sensacyjnego punktu widzenia.
Weźmy ostatnią aferę w skokach narciarskich. Nagle ktoś się obudził i wskazał skoczków z północy, jako tych, którzy rażąco nieuczciwie postępują w tym sporcie. Śmieszne odkrycie, gdyż od dawna wiadomo, że Norwegowie są kopalnią tych zdarzeń.
Ktoś obliczył, jakie wielkości medycznych środków przeciw astmatycznych przyczyniły się do dziesiątek medali zdobywanych przez przedstawicieli tej nacji. Najciekawsza jest reakcja Austriaków, którzy domagają się dyskwalifikacji wszystkich złapanych na gorącym uczynku.
Hecnie to brzmi, dlatego, że sami są ubabrani w te sprawy, od co najmniej początku tego sezonu, podobnie zresztą jak Niemcy i nie tylko… Działają jednak w myśl znanej zasady – złodziej krzyczy łapać złodzieja…! Czy można im się dziwić, że tak haniebnie postępują?
Oczywiście, że nie. Żyjemy przecież w bańce społecznej, w której na porządku dziennym mamy do czynienia z takimi zjawiskami i nikt poważnie z nimi ani nie walczy, ani się nimi nie przejmuje, może poza rozsiewaniem medialnym taniej sensacji.
To, co się dzieje w sporcie jest odbiciem całego naszego życia społecznego zaczynającego się od górnej półki, czyli od polityki na najwyższym szczeblu. Pozostając na kontynencie, popatrzmy, w jaki sposób zachowują się władze Unii Europejskiej.
Piękne zasady demokracji i wspólnoty, które zapoczątkowały traktat międzypaństwowy zostały tak kardynalnie wypaczone, że dzisiaj niczego dobrego już nie przypominają, a co jest szczytem humorystycznym, zaczynają nam gospodarczo i społecznie wychodzić bokiem…
Czy my, jako społeczeństwo europejskie żyjące w tym pozorowanym maglu cokolwiek z tym robimy, w sensie naprawy zła i pójścia w dobrym kierunku? Okazuje się, że pomimo protestów części obudzonego społeczeństwa większość śpi jeszcze snem niedźwiedzia…
Na co czekają, nie wiadomo, może na Świętego Mikołaja, który zaczarowaną różdżką przywróci nam sens, logikę i poprawność zdarzeń? Do tego jeszcze jest już widoczny przykład próby naprawy tych niedorzeczności ze strony Prezydenta USA i jak reagujemy?
Jak wytresowane małpy przez medialne łajdackie media, w czyimś interesie gromko krytykujemy, wręcz mieszamy z błotem tego, który stara się te idiotyzmy w interesie bądź, co bądź, racjonalnego społeczeństwa naprawić.
Na prostym przykładzie skoków narciarskich widać, co zapewne nastąpi w najbliższym czasie, że nikt poważnie nie chce zmienić tego korupcyjno-mafijnego systemu i doprowadzić do rywalizacji rzeczywiście czysto sportowej.
Sposób ktoś podał bardzo prosty, mianowicie należałoby wyprodukować pod egidą władz FIS komplet różnych rozmiarów kombinezonów i nart, będących w zarządzie światowego związku sportowego z przeznaczeniem na zawody.
Zawodnik dobierałby sobie przed konkursem właściwy rozmiar nart i kombinezonu, co doprowadziłoby do tego, że mielibyśmy do czynienia z rzeczywistą personalną grą umiejętności sportowych, a nie grą sprzętu narciarskiego jak dotychczas…
Jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że jeszcze nie dojrzeliśmy do tej racjonalnej naprawy, podobnie jak nie dostrzegamy jeszcze potrzeby pilnej gruntownej naprawy Unii Europejskiej, która jest równie prosta…
Wystarczy w systemie prawa unijnego wprowadzić wiążącą wykładnię tych przepisów, co od razu wyeliminuje możliwość niejednakowego traktowania poszczególnych państw unijnych i stworzy mechanizm sprawiedliwości, którego dotychczas brakuje.
Rozwiązania jak widać są nieskomplikowane. Tym samym sposobem można w naszym kraju przywrócić z czasem rzeczywistą praworządność, tyle, że jak na razie nie tylko nie słychać, aby ktoś do tego zmierzał, ale nawet nie ma publicznych dyskusji na ten temat.
Legalna wykładnia ustaw, która w Polsce przez wiele lat dobrze funkcjonowała stała się medialnym tematem tabu. W zastępstwie mamy dziesiątki, setki, tysiące programów narzekających na niepraworządność i bezradność naprawczą rządzących różnych opcji…
Śpijmy dalej i czekajmy, może jakiś kataklizm dopiero nas obudzi z niedźwiedziego snu, który ogarnął całe masy, bezkrytycznie naiwne i działające wprost przeciwko swojemu żywotnemu bytowemu interesowi. Słodkich snów i braku przebudzenia życzę…
Tadeusz Miłowit Lubrza