JESZCZE JEDEN MECZ…

To już końcówka… W czwórce półfinałowej w tenisie Polki nie było, toteż obok walorów techniki gry, bez obawy o wynik meczu, można było oceniać wygląd zewnętrzny tenisistek. W zestawieniu: Halep, Maria, Jabeur, Rybakina, ta ostatnia, nie tylko wzrostem bije pozostałe na głowę. Nie bez szans powodzenia mogłaby wystąpić w konkursie piękności…

Teoretycznie Halep powinna była z nią wygrać, ale Kazaszka pokazała, że im dłużej gra, tym, jakość sportową osiąga wspanialszą. Do tego posiada podobno najsilniejszy serwis, a liczbą asów także prowadziła przed potencjalnymi konkurentkami.

To, co w jej grze wymaga poprawy, to zdarzające się czasami błędy w odbiciu piłki, które można łatwo wyeliminować. Chodzi o przemienność gry, to znaczy przejście z agresywnego ataku na kosmetyczne przerzucenie piłki, wówczas, gdy stoi tuż przed siatką, a przeciwniczka nie ma żadnych szans dojścia do niej.

Nasza pierwsza rakieta świata też pokazała takie błędy w meczu z Francuzką. Jeden był szczególnie irytujący, gdy przeciwniczka znajdowała się dwa metry za linią końcową boiska, a Iga chciała ją znokautować i straciła pewny punkt możliwy do zdobycia w wyniku lekkiego uderzenia piłki poza siatkę.

Rybakina może, aż tak skrajnych tego typu błędów w ostatnich meczach nie popełniała, ale konieczna jest jej rzeczowa krytyka ze strony trenera, który zwróciłby uwagę na niezbędność gry przemiennej.

Jabeur poradziła sobie bez trudu z Marią, toteż w meczu finałowym wszyscy stawiali na jej wygraną. Ja sądziłem, że jeśli Elena zagra podobny do półfinałowego mecz, to wygra. Choć moje przewidywania zwycięstwa Rybakiny sprawdziły się, przebieg meczu wyglądał inaczej.

Wbrew twierdzeniom niektórych komentatorów tenisa, którzy po finale rozpływali się w pochwałach nad poziomem gry, prezentuję odmienne zdanie. Uważam, że obie zawodniczki zagrały słabszy mecz, w stosunku do możliwości, do jakich nas przyzwyczaiły.

Jabeur być może odczuła trudy dotychczasowej serii zwycięstw i choć na konferencji prasowej po półfinale zapowiadała pełną koncentrację w meczu finałowym, to jednak nie była w stanie dotrzymać słowa i pokazać dobrego widowiska.

Rybakina wróciła do przeciętnego stylu gry, w którym dość długo wchodzi w rytm, czego konsekwencją był przegrany pierwszy set. Później zaprezentowała się nieco lepiej, ale do poziomu z meczu półfinałowego było daleko.

Ten nieco lepszy poziom gry w drugim i trzecim secie był całkowicie wystarczający na zwycięstwo z Jabeur, która na tym etapie gry prawie nie przypominała swojej uprzedniej sprawności.

Elena Rybakina wygrała całkowicie zasłużenie. Co może szczególnie denerwować, to fatalna praca sędziów, którzy w sumie popełnili aż 6 błędów wykazanych w powtórce medialnej, które na szczęście nie zadecydowały o wyniku meczu, ale mogły.

Jest skandalem w XXI wieku, że organizatorzy turniejów tenisowych dysponujący ogromnymi pieniędzmi nie mogą doprowadzić do porządku w sędziowaniu, poprzez uruchomienie informatycznego systemu eliminującego błędy.

Bardzo nie podobało mi się już po meczu półfinałowym, a także po finale, wypominanie Elenie miejsca urodzenia i rzekomego wejścia do turnieju tylnymi drzwiami. Są to oceny ze sportowego punktu widzenia absolutnie nie fair. Tego po prostu nie wolno robić!

Rybakina pytana przez redaktorów o stosunek do wojny, wypowiedziała się za jej zakończeniem, a co do poczucia narodowego, naturalnie stwierdziła, że znajduje się na rozdrożu, wobec rodziny w Rosji i swojego obywatelstwa Kazachstanu.

To państwo zapewniło jej szanse rozwojowe, czego Rosja nie uczyniła i dlatego  zmieniła obywatelstwo, co uczyniłby każdy rozsądny sportowiec. Już od 2018 r. występuje w barwach tego kraju, toteż łączenie jej i jakieś podjazdy skojarzeniowe pod Rosję są niczym nieuzasadnione.

Szczególnie mnie oburza, że tak robią nie tyle zwykli internauci, którym głupota może się zawsze zdarzyć, ale ludzie znani, sami siedzący okrakiem na dwóch państwach, jak np. Zbigniew Boniek. Czemu się czepia nie rozumiem? Zazdrości sukcesu, czy o co chodzi?

Zawsze wkurzała mnie bezczelność władz PRL-u, które w dowodzie osobistym mojej mamy urodzonej we Lwowie w 1913 r., wpisywały jako kraj urodzenia ZSRR, popełniając kilka błędów równocześnie. W 1913 r. Lwów należał do Polski, wobec tego każdy przychodzący na świat w tym momencie musiał się urodzić na terenie Polski.

Urzędasy nie znały historii, bo gdyby nawet naginać fakty przynależności terenów Lwowa, to i tak w 1913 r. Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich nie było jeszcze, lecz była Rosja.

Podawanie aktualnego usytuowania miejsca urodzenia jest nieuprawnione, bo wraz ze zmieniającymi się granicami państw należałoby w kolejnych dowodach osobistych dokonywać korekt, co prowadziłoby do galimatiasu, gdyż każdy obywatel może mieć tylko jedno ustalone w dniu przyjścia na świat miejsce i kraj urodzenia.

Zwycięstwo Eleny Rybakiny uważam za w pełni zasłużone i dlatego gorąco gratuluję jej tego osiągnięcia, przewidując, że naszej Idze Świątek wyrasta kolejna groźna konkurentka, posiadająca kompletne walory tenisowe.

Pozostał jeszcze do rozegrania finał panów, w którym zmierzą się Kyrgios i Djokowić. Dojście obu do finału wyglądało odmiennie. Pierwszy musiał je wywalczyć, a drugi skorzystał z kontuzji przeciwnika, który zrezygnował z gry ze względów zdrowotnych.

Wcześniej oglądaliśmy w wykonaniu Nadala wyśmienity mecz z Amerykaninem trwający pięć setów, przy czym do końca ostatniego seta nie było wiadomo, który z nich zwycięży, gdyż o wszystkim musiała zadecydować 10 punktowa dogrywką.

Nadal wygrał w wyniku większego zawzięcia w zakresie dążenia do zwycięstwa, co jest stałą jego cechą w każdym pojedynku. W finale oczekuję na zwycięstwo Kyrgiosa, wbrew teoretycznym przewidywaniom.

Formalnie faworytem pozostaje Novak, ale Australijczyk jest szalony i gotowy nie pozwolić Serbowi na zwycięstwo, którego dotychczas z nim nie zakosztował. Historia, jak wiemy lubi się powtarzać. A jak będzie – pożyjemy, zobaczymy?

Tadeusz Michał Nycz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *