MAGIA DEMOKRACJI…

Zbliża się koniec sierpnia, kiedy to będziemy świętować powstanie „Solidarności”, jako wielkiego ruchu, który wywołał istotne zmiany polityczne w Europie. Zwykło się używać zwrotu, iż „Solidarność” rozbiła reżim radziecki i doprowadziła państwa Europy Środkowej i Wschodniej do upragnionej demokracji.

Pozostawiając na boku historyczno-polityczne skutki tego ruchu oraz sporne kwestie z tym związane, koncentruję uwagę na wyśnionej demokracji. Z dzisiejszego punktu widzenia stawiam tezę, że w Europie, a przynajmniej w państwach unijnych rzeczywista, czyli definicyjna demokracja nie funkcjonuje.

Ustrój taki, wedle encyklopedycznego znaczenia polega na sprawowaniu bezpośrednio-pośredniej władzy przez cały dorosły naród danego państwa. W żadnym kraju unijnym takie rozwiązanie nie funkcjonuje, lecz mamy do czynienia z demokracją pośrednią.

Formalnym wyjątkiem jest chyba tylko Polska, która w art. 4 Konstytucji ma zapisaną demokrację bezpośrednio-pośrednią, tyle, że bezpośredniość jest zbiorem pustym, ponieważ narodowi nie nadano ani jednego uprawnienia władczego, odzwierciedlającego władzę bezpośrednią.

Gdy chodzi o pozostałe państwa unijne, nie wchodząc głęboko w sferę ich rozwiązań konstytucyjnych, łatwo wykazać brak po stronie suwerena uprawnienia z zakresu władzy bezpośredniej.

Kiedy w 2015 r. kanclerz Niemiec A. Merkel zdecydowała się rażąco naruszyć ochronę granic UE i zezwolić na najazd emigrantów ekonomicznych z Afryki i Azji wiadomo już było, że większość Niemców, Francuzów, Włochów, czy Hiszpanów była temu przeciwna, ale nic nie mogła zrobić, bo naród każdego z tych krajów nie posiadał żadnego uprawnienia z zakresu władzy bezpośredniej.

Jak to się stało, że Europa uchodząca za kolebkę wiedzy, w tym również politycznej dała sobie najpierw wmówić, a później narzucić ustrój ułomnej demokracji pozbawiający suwerena rzeczywistej władzy?

Wyjaśnienie tkwi w czasach rewolucji francuskiej, która była podwaliną tworzenia ustrojów demokratycznych. Jeden niuans jest konsekwentnie pomijany, a mianowicie to, że hasła: wolność równość, braterstwo prowadziły wprost do budowy demokracji bezpośrednio-pośredniej na wzorcu ustroju I Rzeczypospolitej.

Tymczasem takie nie powstawały, lecz konsekwentnie forsowano demokrację pośrednią, eliminującą jakiekolwiek uprawnienia władcze suwerena. W teorii argumentowano, że demokracja bezpośrednio-pośrednia jest trudna do zaakceptowania, ponieważ utrudnia sprawowanie władzy wykonawczej.

To nieprawda, o czym świadczy historia I Rzeczypospolitej, która przez kilka wieków w takim ustroju funkcjonowała. Upadek państwa polskiego nie był spowodowany charakterem ustroju, ale niechęcią do reform koniecznych ze względu na zmieniające się czasy.

Gdyby sławne liberum veto zamieniono na szlacheckie weto większościowe, reformy ustrojowe przebiegałyby skutecznie i całkiem możliwe, że rozbiór państwa nie miałby miejsca.

Faktem pozostaje niechęć do tworzenia demokracji bezpośrednio-pośredniej, czego przyczyn poszukiwać trzeba nie tyle w spiskowej teorii świata ile w realiach pokazujących, że 95% bogactw Niebieskiej Planety pozostaje w rękach około 200 rodzin, a 5% bogactw jest w dyspozycji 7 mld ludzi!

Absurd oczywisty, ale niestety prawdziwy. W globalnym świecie żadne państwo nie może funkcjonować w układzie wewnętrznym zamkniętym. Z tego powodu przywódca każdego kraju jest bezpośrednio lub pośrednio uzależniony od trzymających kasę światową.

Jeśli nie będzie spolegliwy, to go wymienią na bardziej uległego… W interesie trzymających kasę leży, aby ogół społeczeństwa światowego był przekonany o idealistycznym ustroju demokracji pośredniej, przy pomocy którego bogacze utrzymują masy w ryzach.

Dysponując olbrzymimi pieniędzmi i wszechstronnymi możliwościami ich wykorzystania, bogacze tak kreują rzeczywistość, aby ona sprzyjała utrzymaniu przez nich bogactwa. Kluczowe znaczenie posiada ustrój pośredniej demokracji, który zamyka wpływ miliardów ludzi na rzeczywistość światową, a równocześnie tę formę sprawowania władzy promuje na najwyższy stopień zdobyczy ustrojowej.

Choć to wierutne kłamstwo – kasa robi swoje, gdyż najwybitniejsi nie tylko politycy, ale i uczeni konsekwentnie tę bujdę powtarzają, jako prawdę. Masy społeczne opierając się na poglądach wybitnych autorytetów naukowych, łatwo to akceptują, gdyż nie słyszą odmiennego poglądu.

Przykupienie uczonych może przybierać nie tylko formę bezpośrednią, ale najczęściej pośrednią w postaci legalnie przyznawanych funduszy, czy grantów na działalność naukową pod z góry założoną tezę…

Za pieniądze można kupić wszystko, przy czym oczywista naukowa sprzedajność medialna uchodzi za propagowanie wyników prac naukowych korzystnego rozwoju danej dziedziny nauki.

Dowodem na prawdziwość tej tezy jest ostatnia pokojowa nagroda UNESCO przyznana, co prawda nie jednogłośnie byłej kanclerz Niemiec A. Merkel za przyjęcie do Europy terrorystów!

Karabeusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *