DIALOG KONSTRUKTYWNY XXIII

K. Polityka Orbana prowadzi do tego, że jest nazywany pro putinowskim, a to nie przynosi mu chwały na arenie międzynarodowej.

TMN. Polityka to nie są jakieś salonowe dżentelmeńskie dyskusje, ale to sztuka pozyskiwania korzyści. Najtrafniej określił to niedawno Prezydent Donald Trump stwierdzając, że on jest Prezydentem USA i ma obowiązek działać w interesie tego państwa, a Prezydent Andrzej Duda ma obowiązek dbać o interes Polski. Umowy gospodarcze i negocjacje powinny zmierzać do możliwie dwustronnych korzyści.

K. Dzisiaj wobec wojny w Ukrainie, premier Orban stawia się w niekorzystnej pozycji, stąd nawet nasz rząd w pewnym momencie zdystansował się od niego, już nie mówiąc o propagandzie unijnej.

TMN. To prawda. Tyle, że w tych wydarzeniach mamy do czynienia z czystą hipokryzją. To nie rząd Orbana budował z Rosją rurociąg bałtycki mimo powszechnych ostrzeżeń ze strony Polski o polityczno-strategicznym znaczeniu tych rur. Nikt nie kazał Francji blisko 1/3 swojej gospodarki powiązać z rosyjskim biznesem. I dzisiaj ci wielcy orędownicy Putina mają czelność krytykować Orbana, który wyraźnie stwierdził, że zakończy sprowadzanie surowców z Rosji, jak Unia przekaże mu pieniądze na odbudowę po pandemii z przeznaczeniem na budowę zastępczych źródeł energii. On nie ma innego wyjścia musi dbać o interes Węgrów, bo po to został wybrany premierem i w tej roli okazuje się dla nich niezwykle skuteczny.

K. Jak oceniasz stosunek polskich władz do premiera Orbana?

TMN. Viktor Orban w zakresie prowadzonej polityki jest oczywistym sprzymierzeńcem Jarosława Kaczyńskiego, toteż jakieś incydentalne wypowiedzi krytyczne kładę na karb taktyki względem Unii i pewnie sam szef rządu węgierskiego tak je traktuje.

K. Co się dzieje, że my kłócimy się w Europie w sprawach zasadniczych, które po racjonalnym rozważeniu okazują się całkowicie proste do rozwiązania, a wewnątrz kraju trwa nieustający spór?

TMN. Rodacy nie dostrzegli niestety funkcjonowania w pozorowanej demokracji. Nie jesteśmy jednak osamotnieni, gdyż w takiej sytuacji funkcjonują zarówno Niemcy jak i Francuzi, także dający się omotać medialnie powszechnie wygłaszanymi przez cwaniaków głupotami!

K. Czyli z Polakami nie jest tak źle, skoro znajdujemy się w 4 dekadzie budowy demokracji, a cały Zachód wielokrotnie przekracza te wielkości.

TMN. W skali porównawczej rzeczywiście tak jest. Zajmuję się jednak rodakami, gdyż los Ojczyzny najbardziej mnie obchodzi, a inni niech się sami o siebie martwią.

K. Te negatywne podobieństwa rzutują jednak na charakter polityczny UE i dlatego jako członek wspólnoty musimy się przejmować kondycją jej władz.

TMN. Masz rację. Z tego właśnie powodu rozwiązania polskie przyrównuję do brukselskich i dochodzę do wniosku, że w obu przypadkach zadziałały te same mechanizmy utrzymujące społeczeństwa w niewiedzy w zakresie funkcjonowania w ustroju nieodpowiadającym definicyjnemu pojęciu demokracji.

K. Różnica jednak świadczy na plus dla naszej nacji, która już po kilku latach funkcjonowania w strukturach UE przebudziła się większościowo, wybierając do władzy tych, którzy chcą naprawić Unię, przywracając wartości, na kanwie których ojcowie założyciele ją budowali.

TMN. Można się tym pocieszać, ale dla mnie to żadna satysfakcja, że egzystujemy w Europie społeczeństw, które w zakresie istoty rzeczy, o której mówimy okazują się totalnymi głupcami, pozwalającymi na skuteczne propagandowe wmawianie nonsensów. Wolałabym, aby pod wpływem naszego impulsu doszło do naprawy wspólnoty europejskiej, do czego być może zmierzamy, a czego pierwszą jaskółką są wyniki wyborów we Włoszech.

K. Jakie widzisz realne szanse na naprawę wspólnoty europejskiej?

TMN. Mam bardzo poważne wątpliwości w tym zakresie.

K. Dlaczego?

TMN. Zrozumienie funkcjonującej pozornej a nie rzeczywistej demokracji a także niezbędności istnienia wiążącej wykładni prawa unijnego, to sprawy, które przeciętny Europejczyk jest w stanie prosto sobie wyjaśnić, za pomocą codziennych doświadczeń z przepisami dowolnie interpretowanymi, a mimo tego nie widać powszechnych żądań naprawy. Prowadzi to do wniosku, że skala medialnego ogłupienia nabrała tak ogromnych rozmiarów, że nawet w prostych zagadnieniach społeczeństwa nie są w stanie większościowo wykazać minimum zdrowego rozsądku, chroniącego ich własny interes.

cdn.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *