DIALOG KONSTRUKTYWNY XXXI

K. Dlaczego Komisja Krajowa NSZZ „Solidarność” nie ustosunkowała się pozytywnie do wniosku o przywrócenie legalnej wykład ustaw?

TMN. Aby precyzyjnie odpowiedzieć należałoby zapytać samych władz związku zawodowego. Znam udzieloną pisemną odpowiedź i wedle jej treści sądzę, że instytucja legalnej wykładni ustaw być może nie jest dobrze znana tamtejszym prawnikom.

K. Jak to możliwe, przecież musieli wysłuchać wykładów na ten temat?

TMN. Pewnie tak, ale studiowali zapewne w okresie, w którym ta instytucja miała już historyczny charakter, a do takich problemów student nie przykłada większej wagi. Słowem, czego się Jaś nie nauczył, tego Jan nie umie…

K. Nie bardzo rozumiem. W systematyce prawa ta instytucja odgrywa bardzo istotną rolę, toteż uczono o niej w okresie jej funkcjonowania, jak i przed i po.

TMN. Jednak prawnicy kończący studia po 1997 r. byli usilnie uczeni prawa unijnego, które stanowiło przykład do naśladowania, a w nim ta wykładnia nie występuje.

K. Czy chcesz przez to powiedzieć, że nasi szacowni profesorowie prawa z pełną świadomością przysłowiowo zamienili siekierkę na kijek, wprowadzając Polskę w model prawa pozbawiony wiążącej wykładni?

TMN. Jeszcze przed uchwaleniem Konstytucji RP z 1997 r. zaistniał wśród profesorów nauk prawnych bardzo poważny spór. Znaczna liczba prawników, której przewodził prof. dr hab. Andrzej Zoll ówczesny Prezes Trybunału Konstytucyjnego była za utrzymaniem w ustawie zasadniczej legalnej wykładni ustaw. Część działająca pod egidą prof. dr hab. Adama Strzembosza ówczesnego Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego optowała przeciwko temu rozwiązaniu i ta opcja zwyciężyła.

K. Dlaczego tak się stało, skoro, jak tłumaczysz legalna wykładnia ustaw jest nam niezbędna? Czy mamy do czynienia z jakąś spiskową teorią dziejów prawa w Polsce?

TMN. Daleki jestem od stawiania takiej tezy. Raczej sądzę, że pęd narodu polskiego do wspólnoty gospodarczej i kulturowej z Europą Zachodnią był tak olbrzymi, że w ciemno i bez przemyślenia wielu prawników usiłowało upodobnić nasz system prawa do unijnego, po to, aby jak najszybciej wpuścili nas do Unii Europejskiej.

K. Czyli wybitni profesorowie nauk prawnych byli tak lekkomyślni, że nie potrafili przewidzieć negatywnych skutków eliminacji wiążącej wykładni ustaw?

TMN. Rozmawiałem na ten temat z wieloma profesorami prawa naszego najstarszego uniwersytetu i zdecydowana większość była za jej utrzymaniem. Natomiast część zaangażowana bliżej w naszą akcesję unijną prezentowała czasami bardziej poglądy polityczne aniżeli ściśle prawnicze i dlatego protestowała przeciwko tej wykładni niewystępującej w prawie UE.

K. Czy tak trudno było dostrzec negatywne konsekwencje ludziom dobrze wykształconym pod względem logiki rozumowania?

TMN. Zjawisko ma charakter szerszy. Trzeba tutaj nawiązać do modelu edukacji, który w PRL-u jak i w III RP jest fatalny.

K. Co masz na myśli?

TMN. Chodzi mi o model nauki historii, na błędach której można wyprowadzać korzystne wnioski naprawcze. Nas w ogóle systemowo tego nie uczono. Mam na myśli proces przyczynowo skutkowy zdarzeń historycznych. W II połowie XX wieku, kiedy pobierałem nauki, historii uczono na podstawie suchych faktów i dat określonych zdarzeń historycznych bez analizy przyczynowo skutkowej. Owszem, występowała ona okazjonalnie, zwłaszcza dla potrzeb tworzenia ustroju socjalistyczno-komunistycznego. Nie był to jednak stały element nauczania.

K. Z jakich przyczyn pozbawiano młodzież analizy własnej historii?

TMN. Miało to podłoże czysto polityczne. PRL odchodził od wszystkiego, co występowało w II RP. Ponadto, a może nawet przede wszystkim obawiano się młodzieży, która tą metodą rozumienia historii bardzo szybko rozszyfrowałaby całą bujdo logię ustrojową.

K. Przecież i tak w wielu domach podobnie oceniano ten ustrój.

TMN. Czym inny były prywatne, domowe rozmowy, a czym innym oficjalne dyskusje na lekcjach historii w efekcie prowadzące w logice rozumowania do absurdów panującego ustroju. Władza bała się poprawnie uczyć młodzież, bo młodzi są dociekliwi i im się jeszcze chce zmieniać rzeczywistość na lepszą.

K. A czemu nie wprowadzono tej metody nauczania historii w III RP, skoro w wielu dziedzinach ściśle kopiowaliśmy rozwiązania II RP?

TMN. Zadziałały analogiczne przyczyny polityczne. Władza, która w wyniku zmiany ustroju zaczęła rządzić, czyli postkomuniści nie życzyli sobie rozszyfrowania przez młode pokolenia, zdolne do zaprowadzenia nowego porządku, zgodnego z ideami wielkiej „Solidarności”. Słabo wykształconym młodym pokoleniom łatwo było wmawiać pseudo-nowoczesne aspekty kultury, czy polityki, ponieważ oni nie mieli na ten temat większego pojęcia, gdyż nie uczono ich metodą przyczynowo skutkową.

K. Teraz rozumiem, dlaczego wokół opozycji wygadującej nieraz, a ostatnio systematycznie kompletne bzdury, znajdują się rzesze młodzieży niepodejrzewającej nawet niecnego wykorzystywania.

cdn.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *