DEMOKRACJA SZLACHECKA I WSPÓŁCZESNA…

Z zainteresowaniem przeczytałem „Dzieje Polski, tom 4 – lata 1468-1572, trudny złoty wiek” autorstwa Andrzeja Nowaka z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Ciekawość łączyła się z tym, że profesor historii być może odsłoni fakty dotychczas nieznane.

Nie mnie recenzować wartość tego dzieła, ponieważ prezentuję inną profesję. Mogę natomiast ocenić spójność opracowania oraz przeanalizować ustosunkowanie się autora do oceny przytaczanych zdarzeń.

Patrząc na to dzieło, razi mnie gloryfikacja ustroju demokracji jagiellońskiej. Autor przez cały tom daje czytelnikowi do zrozumienia, że jest gorliwym zwolennikiem opisywanego ustroju politycznego i w wielu miejscach przeciwstawia się znanym dość powszechnie jego ułomnościom.

Przede wszystkim zaskoczyła mnie jednoznaczna pochwała systemu Nihil, novi i przedkładanie „Konstytucji” wprowadzającej ten model nad Konstytucję 3 maja! Autor podkreśla to wyraźnie słowami wskazującymi na potrzebę obchodzenia jej rocznicy ustanowienia, zamiast rocznicy Konstytucji 3 maja (str. 102).

Przy takim poglądzie wyostrzyła się moja czujność… Przede wszystkim dlatego, że nie jest zrozumiała tendencyjność zmierzająca do bezkrytycznego chwalenia ustroju jagiellońskiej demokracji, który po wiekach doprowadził do rozbiorów Polski.

Gdyby ten tom historyczny był tworzony w czasach sienkiewiczowskich, to pomyślałbym, że autor wpisuje się w nurt tworzenia ku pokrzepieniu serc i wówczas ta maniera nie byłaby tak rażąca.

Rozumiem, że historycy dziejów Polski funkcjonujący w określonych czasach byli narażeni na to, że ich pogląd na zdarzenia historyczne zależał w jakiejś mierze od ówczesnego sponsora, co było oczywistością w czasach PRL-u, ale także w okresach znacznie wcześniejszych.

W wolnej, demokratycznej Polsce, przy pełni wolności słowa, historyk powinien być pozbawiony maniery tendencyjności, czyli szukania argumentów pod z góry założoną przez kogoś tezę, koncentrując się na faktach i ich obiektywnej ocenie.

Podobne negatywne wrażenie odniosłem w miejscu porównywania dokonań monarszych Kazimierza Jagiellończyka i jego dwóch synów: Jana Olbrachta i Aleksandra Jagiellończyka. Może właśnie ze względu na przedział czasu zmierzający do uchwalenia Nihil, novi, ci krótko panujący władcy są niesłusznie chwaleni?

Autor dokonuje porównania 9 lat dłuższego panowania Jana Olbrachta (Aleksander panował zaledwie 5 lat) do upływających 9 lat rządów Kazimierza Jagiellończyka i stwierdza, że po upływie tych lat tenże niczego jeszcze nie dokonał (str. 85).

Kto wie, co osiągnęliby jego synowie, gdyby tak dłużej panowali, co nasuwa od razu podtekst, że to nie ich wina, iż wcześniej zmarli? Nie zgadzam się zasadniczo z tego rodzaju logiką. Obaj synowie Kazimierza przez swą rozwiązłość seksualną zapadli na choroby weneryczne i z tego powodu wcześniej zmarli.

Długość ich życia zależała bezpośrednio od niecnych postępków. Dokonywanie takich porównań,  pozostaje w sprzeczności z powszechnie znanymi faktami z życia osobistego tych synów króla Kazimierza (tu powołuję Jerzego Besala „Zygmunt Stary i Bona Sforza” Poznań 2012, str.75-76 i 96).

Gdyby przedwczesne zgony Jana Olbrachta i Aleksandra Jagiellończyka były wynikiem wyłącznie chorób losowych, to wówczas dokonane przez autora porównanie posiadałoby, choć cień uzasadnienia.

Andrzej Nowak dość enigmatycznie wyraża się, co do faktów, na temat królowej Bony, choć jej rola w czasach panowania Zygmunta Starego była znacząca od strony politycznej, a nawet niektórzy twierdzili, że współrządziła z królem. Z kart tej historii nic nie wiadomo, o co Bonie chodziło i co chciała osiągnąć poza tym, że ogólnie działała w interesie dynastycznym.

Choć autor nie przypisuje Bonie działań patriotycznych (str.317), to jednak odcina się od obciążania jej trucicielstwem. Ten zarzut dotyczący braku patriotyzmu po stronie królowej Bony jest niezrozumiały o tyle, że autor nie definiuje na tle opisywanych zdarzeń pojęcia „patriotyzm”.

Kto zdaniem Andrzeja Nowaka jest patriotą, czy król, który toleruje wokół siebie zdrajców opłacanych z kiesy Habsburgów (str.179), czy król, który nadaje urzędy wbrew postanowieniom Sejmu sprzeciwiającemu się łączeniu stanowisk, czyli bezprawnie jak np. kanclerzowi Szydłowieckiemu, któremu dodatkowo nadał stanowisko wojewody i starosty krakowskiego (str. 178)?

Czy też Bona, która gospodarowała dobrami koronnymi i z tych przychodów budowała nowe warownie, rozbudowywała stare? Pilnowała porządku, jak i granic państwa, np. w Barze, w Krzemieńcu a także w Ciechanowie. Inwestowała w młyny, folusze, mosty, budowała również szpitale i szkoły (str. 396)?

Kto dzisiaj zdaniem Andrzeja Nowaka, nawiązującego tu i ówdzie do czasów współczesnych, jest patriotą, czy PiS i Prezydent, którzy działając zgodnie poprawili stan gospodarowania na tyle, że stać było skarb państwa na wypłacanie szeregu świadczeń socjalnych, zwłaszcza tym najbardziej potrzebującym?

Czy też cała opozycja, grzmiąca powszechnie o jakimś wyimaginowanym naruszaniu demokracji i plująca bezczelnie na Polskę w Brukseli, czy może ta opcja, która zawarła z Rosją niekorzystny dla nas kontrakt gazowy, pozwalając przez wiele lat Ojczyznę oszukiwać przez sąsiada?

A może ci są patriotami, którzy sprzedają się Niemcom i ostro sprzeciwiają dochodzeniu od nich jakichkolwiek reperacji wojennych? Najpierw, więc Andrzej Nowak musi się wypowiedzieć, co do definicyjnego pojęcia patriotyzmu, a dopiero później możemy ocenić słuszność jego teorii w tym względzie.

Wiemy, z powszechnie znanych zabiegów królowej Bony o jej zamiarze wzmocnienia władzy królewskiej, czego efektem było powołanie Zygmunta Augusta najpierw na tron Wielkoksiążęcy w Litwie, a następnie koronowanie go na króla Polski w wieku 10 lat jeszcze za życia Zygmunta Starego.

W ślad za tym miały iść przedsięwzięcia związane z właściwym gospodarowaniem dobrami koronnymi celem zebrania funduszy na utworzenia stałej armii broniącej Rzeczpospolitą, w miejsce zawodnych wojsk zaciężnych, które z natury rzeczy nie mogły reagować natychmiast na obcą agresję, podobnie jak pospolite ruszenie.

Bona doskonale wiedziała, jak sprawnie należy rządzić i gospodarować państwem, dlatego dążyła do wzmocnienia władzy królewskiej, posługując się zapewne doświadczeniami Machiavellego, którego traktat pt. „Książę” całkiem możliwe czytała jeszcze w rękopisie lub jego kopiach.

Jeśli ktoś zna to dzieło, to wie doskonale, że opisuje ono rzeczywisty mechanizm sprawowania władzy, a ten mechanizm może być wykorzystywany zarówno w dobrym, jak i w złym celu, dlatego jednokierunkowa krytyka tego traktatu nie jest uzasadniona.

Pozytywy, jakie nadaje demokracji złotego wieku Andrzej Nowak przeczą niekiedy faktom, które sam przytacza w innym miejscu. Jeżeli ta demokracja była tak wspaniale funkcjonującym ustrojem, to, dlaczego pozwalała na to, aby król bimbał sobie powszechnie z uchwał sejmowych, (str.97-98 i 330)?

Na przykład, dotyczy to zakazu łączenia stanowisk świeckich i kościelnych, a także dublowania przez daną osobę w tym samym czasie tak stanowisk świeckich jak kościelnych. Klasycznym przykładem naruszenia tych zasad byli doradcy Zygmunta Starego Szydłowiecki i Tomicki, którzy aż do własnej śmierci te reguły naruszali.

Andrzej Nowak podaje, że doradcy króla Zygmunta Starego byli opłacanymi przez Habsburgów stronnikami opcji niemieckiej (str. 179). I tutaj mam kłopot ze zrozumieniem problemu? Zdradliwość i sprzedajność musiała być powszechnie znana, skoro autor przytacza je kategorycznie.

Z drugiej strony oznaki zdrady były tak na Litwie, jak i na Rusi, już nie mówiąc o sułtanacie zwalczane i szczególnie rygorystycznie tępione. Wobec tego, brakuje mi stanowiska autora, co do podejścia do takiej zdrady przez naszych jagiellońskich monarchów?

Jeżeli oni wiedzieli o zdrajcach i tolerowali taki stan, to sami sprzeniewierzali się przysiędze królewskiej (str.109). Znany jest przypadek ścięcia magnata-banity Samuela Zborowskiego na rozkaz króla Stefana Batorego, ale o wcześniejszych tego typu lub podobnych zdarzeniach nic nie wiemy.

Kolejny wątek zadziwiająco przemilczany łączy się z porządkowaniem dóbr królewskich. Zasadniczo, przez całe swoje życie w Polonii zajmowała się tym królowa Bona, dążąc do zebrania ogromnego bogactwa, które wedle jej zamierzeń miało służyć utworzeniu zawodowej, stałej armii Rzeczypospolitej.

Zwolennikom demokracji jagiellońskiej w ogóle coś takiego jak armia zawodowa nie mieściło się w głowie. Szlachta chciała jednak, aby dobra koronne nie służyły tylko monarchom, ale całej Rzeczypospolitej i dlatego pewnie po pertraktacjach zgodziłaby się na utworzenie takiej armii, tym bardziej, że główne środki na ten cel pochodziłyby z dóbr koronnych, a nie z ich kieszeni.

Mimo panującej formalnie demokracji szlacheckiej, wychwalanej przez Andrzeja Nowaka, tak naprawdę za czasów obu Zygmuntów rządził król z magnaterią, a nie szlachta, co potwierdza sam autor, (str.330)!

W tych warunkach cały model polityczny ówczesnej demokracji, jako pozorowany, nadawał się do istotnej zmiany, idącej z prądem przemian polityczno-militarno-ustrojowych, które przeżywała cała Europa.

Tymczasem Polacy przyzwyczajeni do samozadowolenia z demokracji szlacheckiej, na kilka wieków przysnęli, kiedy to ich sąsiedzi obrastali w siłę, tworząc potężne armie zawodowe, z którymi nasze pospolite ruszenie równać się w ogóle nie mogło.

Już pierwszym ostrzeżeniem był potop szwedzki (1655 r.), który jasno wykazał, że brak stałej armii uczynił Rzeczpospolitą kompletnie bezbronną. To nic, że w rezultacie przegnaliśmy Szwedów z Polski, ale cały kraj i jego gospodarka zostały doszczętnie zrujnowane.

Kolejna wątpliwość, to gloryfikacja „Hołdu Pruskiego”, jako korzystnego dla Rzeczypospolitej rozwiązania ocenianego przez autora wyłącznie na tle zdarzeń roku 1525. Rzeczywiście w aspektach politycznych tego roku trzeba przyznać, że było to rozwiązanie optymalne.

Wynikało z militarnych uwarunkowań związanych ze zwycięstwem Niemców pod Pawią, gdzie pokonali sromotnie Francuzów i tym samym ich armie były gotowe bronić Zakonu Krzyżackiego na wypadek zamiaru jego całkowitej likwidacji i wcielenia Prus do Polski.

Wcześniejsze zdarzenia z lat 1520-1521, polegające na oczywistej zdradzie Zygmunta Starego, który mógł doszczętnie zniszczyć Zakon Krzyżacki i przyłączyć Prusy do Rzeczypospolitej, Andrzej Nowak kwituje jednym zdaniem – co by było, gdyby…(str.194)

W tym momencie Zygmunt Stary posiadał bardzo silne wojsko wraz ze szlachtą entuzjastycznie nastawioną do przyłączenia Prus, a mimo tego zgodził się na 4 letni rozejm, choć nie był zagrożony ze strony Niemiec zajętych wówczas wojną z Francją.

Nie zagrażała nam także Turcja, gdyż we wrześniu 1520 r. zmarł sułtan i młody Sulejman, później nazwany Wspaniałym dopiero organizował państwo pod swoim przywództwem. Tatarzy w tym czasie byli sojusznikami państwa polsko-litewskiego (str.194), a Moskwa choć wojowała z Litwą, pozostawała akurat w stanie rozejmu.

Najbliższy doradca króla, opłacany przez Habsburgów Szydłowiecki podpowiadał zakończenie wojny we własnym interesie, gdyż obawiał się utraty części swoich funkcji publicznych, po zwycięskiej wojnie, w wyniku żądań szlachty (str. 194), a król także bronił Szydłowieckiego przed ustąpieniem z kanclerstwa (str. 202).

Jak to można wobec tego nazwać inaczej, jak nie zdradą interesów państwa, którym Zygmuntowi Staremu przyszło rządzić, a przesłankę jego decyzji łączyć z prywatą, gdyż Wielki Mistrz Zakonu Krzyżackiego Albrecht Hohenzollern był króla siostrzeńcem?

Gloryfikując Zygmunta Starego, autor bardzo pozytywnie ocenia ówcześnie tworzone folwarki, które świetnie się rozwijały, przynosząc coraz większe dochody. Nie wspomina natomiast słowem o drakońskiej polityce króla względem warstwy chłopskiej.

Król czterema edyktami wymierzonymi w stan kmiecy, doprowadził finalnie do przypisania chłopa do ziemi w 1543 r. i tym samym przyczynił się do stopniowej degrengolady okresu gospodarczego nazywanego złotym wiekiem.

Chwali natomiast okres rządów Zygmuntów, jako pozbawiony buntów chłopskich, jakby zapominając, że negatywne skutki edyktów Jagiellona pokazały się dopiero w okresie Polski elekcyjnej, co jest naturalnym procesem stopniowego pogarszania się stosunków i dochodów folwarcznych.

Z nie mniejszym zapałem autor gloryfikuje Zygmunta Augusta, związanego z niebywałym skandalem polegającym na tym, że olbrzymie pieniądze z uporządkowania dóbr koronnych, jakie przysporzyła Rzeczypospolitej królowa Bona z przeznaczeniem na stworzenie armii zawodowej, król pozwolił wywieźć z kraju, chociaż szlachta od lat uważała i uchwalała, że pieniądze takie powinny służyć całemu narodowi.

W jakiż, więc sposób można oceniać pozytywnie funkcjonowanie tej demokracji jagiellońskiej, która nie przeciwstawiła się zaborowi własnego mienia, a obu Zygmuntów tak haniebnie postępujących, jako godnych choćby nazwy dzwonu wiszącego na Wawelu?

Polacy niestety nie wyciągali wniosków z funkcjonującej wśród nich grupy, czy opcji zdrady narodowej i ten przymiot przetrwał do dzisiaj. Podobnie jak za Jagiellonów, tolerujemy wyciek miliardów złotych zagranicę, zamiast zapewnić, żeby te pieniądze zasiliły budżet potrzebujących rodaków, podobnie, jak ówcześnie chciała właśnie szlachta.

Tolerujemy naszych posłów unijnych, którzy pozwalają sobie otwarcie i bezczelnie pluć na Rzeczpospolitą, dlatego musimy się bieżąco liczyć z negatywnymi skutkami, które z całą bezwzględnością będą przeciw nam wykorzystywane.

Dla nas, współczesnych Polaków najwidoczniej zbyt odległy jest okres zaborów Polski i dlatego nie stanowi on dostatecznej przestrogi. Ani wolność, ani demokracja nikomu nie jest jednak dana raz na zawsze!

Można stworzyć ustrój demokratyczny, jako chyba dotychczas najkorzystniejszy, ale trzeba cały czas czuwać nad jego realizacją i nad dalszym rozwojem oraz niezbędnymi korektami wynikłymi z potrzeby doświadczeń jego funkcjonowania.

Nasi wstępni, niestety ograniczali się do samozadowolenia z demokracji szlacheckiej, której nie chcieli reformować, zgodnie z duchem czasu i dlatego doprowadzili do takich kataklizmów jak potop szwedzki, czy rozbiory Polski.

W dalszej konsekwencji dziejowej, czyli wiekowej perspektywie zdarzeń historycznych skutkiem takiej beztroski nazwać trzeba również kolejne katastrofy narodowe w postaci okupacji hitlerowskiej, a następnie radzieckiej.

Jeśli obecnie się nie opamiętamy i nie wyciągniemy właściwych wniosków z historii Polski, to znów w niedalekiej przyszłości czeka nas kolejny trudny dzisiaj do precyzyjnego określenia kataklizm…

Na własnych błędach przeszłości musimy się koniecznie uczyć, co powinno być aksjomatem, bo, na co dzień przecież widzimy, jak ta reguła rządzi bezwzględnie życiem naszych małych i dorastających dzieci…..!

Tadeusz Michał Nycz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *