QUI PRO QUO…

Przysłuchiwałem się wypowiedziom publicznym po wyroku Trybunału Konstytucyjnego stwierdzającego, że polska Konstytucja ma pierwszeństwo stosowania przed regulacjami unijnymi.

Orzeczenie wywołało burzę w szklance wody i niemalże rejtanowskie rozrywanie szat nad zjawiskiem wyprowadzania Polski z Unii Europejskiej przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.

Opozycja chwyta się każdego, nawet najbardziej idiotycznego argumentu, aby usunąć partię pod nazwą „Prawo i Sprawiedliwość” ze sfery władzy, ponieważ ta coraz bardziej namacalnie pokazuje skuteczność rządzenia i degrengoladę poprzedników.

Wypowiedzi naszych wybitnych polityków opozycji już przestały dziwić, ponieważ od dawna odgrywają publicznie nie lada błaznów, co widać nie tylko na tle sztandarowego sporu o praworządność, ale także ostatnio na granicy polsko-białoruskiej…

Najbardziej zdumiewają głosy poważnych i uznanych autorytetów – profesorów nauk prawnych – publikowane w Internecie, których treść pozostaje w sprzeczności nie tylko z zasadami logicznego prawniczego rozumowania, ale i ze zdrowym rozsądkiem.

Inna sprawa, że nie jestem pewien, czy te wypowiedzi nie mają czasem charakteru manipulacji medialno-politycznej, w postaci wyławiania szczątków zdań i przedstawiania ich w formie składnej całości pod z góry założoną przez dziennikarza tezę polityczną?

Podejrzewam to z dwóch powodów. Po pierwsze, kiedyś w rozmowie z bardzo szacownym profesorem nauk prawnych naszego najstarszego uniwersytetu dowiedziałem się, że tenże miał świadomość dokonywania przez dziennikarzy tego rodzaju manipulacji medialnej.

Jako osoba ciesząca się autorytetem prawniczym udzielał tak wielu publicznych wywiadów, że nie był w stanie, nie mając rzecznika prasowego, przeciwdziałać złożonej i sprytnej mistyfikacji. Początkowo kilkakrotnie składał pisemne żądania sprostowań, ale w końcu ze względu na liczbę tych incydentów zaprzestał.

Po drugie, nielogiczność wypowiedzi o skutkach obecnego wyroku Trybunału Konstytucyjnego potwierdzającego linię orzeczniczą z 2005 r. i 2011 r., kiedy to Trybunał orzekał w innymi składzie, któremu upolitycznienia nie zarzucano, jest tak oczywista, że nawet uczeń szkoły podstawowej nie miałby trudności z jednoznaczną oceną tych nonsensów.

Nie bez znaczenia dla zobrazowania całości zagadnienia są te głosy autorytetów prawnych, które stwierdzają, że tutaj nie chodzi o hierarchię źródeł prawa, gdyż nikt nie kwestionuje najwyższej rangi naszej Konstytucji.

Rzecz polega na tym, że w wyniku błędnych działań reformujących wymiar sprawiedliwości, nie zagwarantowano sędziemu niezawisłości. No i tutaj niektórzy chyba wpadli we własne sidła…

Udowodnienie, że sędzia wybrany przez poprzednią władzę do Trybunału Konstytucyjnego był niezawisły, a wybrany przez obecną władzę nie jest niezawisły pokrywa się z prawem Kalego z powieści Henryka Sienkiewicza pt. „W pustyni i w puszczy” – czyli, jak Kali ukraść to jest dobrze, jak Kalemu ukraść to jest źle!

Wyświechtana walka o niezawisłość sędziowską przestała ekscytować, ponieważ ta część sędziów zarzucająca władzy upolitycznienie arbitrów, zachowuje się w sposób skrajnie sprzeczny z konstytucyjną zasadą niezależności sądów i niezawisłości sędziów, w wyniku publicznego głoszenia swoich poglądów prawno-politycznych.

Przypominam sobie, jak wchodziłem do zawodu byłem mentorsko pouczany przez pewnego sędziego, kolegę mojego ojca. Usłyszałem wtedy wiele cennych uwag, które bardzo mi się przydały w późniejszej pracy zawodowej.

Kiedy jednak poprosiłem pana sędziego o wyrażenie zdania na temat aktualnie prowadzonej sprawy, jako pełnomocnik prawny usłyszałem od razu zwrot stwierdzający, że w te meandry sędzia wchodzić nie może, gdyż wiąże go zasada bezstronności i niezawisłości.

Notabene, rozmowa była prowadzona w cztery oczy w moim mieszkaniu, a mimo tego zasada niezawisłości tak głęboko tkwiła u sędziego, że jego odpowiedź była dosłownie automatyczna.

Jak dzisiaj patrzę w skali porównawczej na publiczne zachowania niektórych sędziów, przykładowo kwestionujących legalność powołania na tę funkcję koleżanki, czy kolegi, to ostatki włosów stają mi na głowie dęba, a skalę rozpędzonego absurdu mogę jedynie nazwać – qui pro quo…

Karabeusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *