NAJWSPANIALSZY…

Doskonały film produkcji francusko-angielskiej w doborowej obsadzie Jean Paul Belmondo i Jacqueline Bisset obrazujący miernego autora epickiego, zakochanego w sąsiadce, której usiłuje imponować, ukazując w komiksie przygód, godnych konkurencji z „BONDEM”…

Takie naszło mnie skojarzenie po oglądnięciu drugi raz filmu pt. „Nasz człowiek w Warszawie”. Wbrew oczywistym skojarzeniom postanowiłem przyjąć najbardziej korzystną wersję zdarzeń.

Załóżmy, że mamy do czynienia z politykiem, który wykorzystując swoją historyczną wiedzę, doszedł do genialnego wniosku, że ojczyzna może najlepiej funkcjonować, jeśli przyjmie postawę akceptowalną przez dwóch wielkich sąsiadów.

Roman Dmowski usiłował wszak tworzyć koncepcję wolnej Polski współdziałającej z Rosją, a Józef Piłsudski sam powiadał, że sprzymierzyłby się nawet z diabłem, byle wolna Polska powstała.

Przyjmując korzystne założenie popatrzmy na polityka z punktu widzenia jego osiągnięć. Wielkimi siłami dążył do zmiany i stworzenia korzystnych stosunków ze wschodnim sąsiadem, motywowany pozytywnymi ocenami całego zachodu…

W swojej uległości przekraczał granice wyobrażeń zależności energetycznej, które nawet natrafiały w sferze konkretów długoterminowej umowy gazowej, na zastrzeżenia ze strony wspólnoty europejskiej, której urzędnicy być może dostrzegali przegięcie kontraktowe…

Bohater chcąc być wiarygodnym, musiał czymś się wyróżniać, toteż podejmował konsekwentnie dalsze działania pokazujące czynny udział w tendencji politycznej zachodu. Wyprzedzał go nawet niekiedy pokazując wszechstronnie dobrą wolę współpracy.

Być może naiwnie sądził, że po doświadczeniach I i II wojny światowej batalie w Europie są niepodobieństwem i dlatego powodowany oszczędnościami czynił poważne starania w kierunku obniżenia potencjału militarnego własnego państwa.

Uzyskał pełen sukces, będąc przez zachodnią opcję nazywany wybitnym politykiem, któremu nawet powierzano odpowiedzialne zadania z funkcją europejskiego prezydenta, przyczyniającego się do jednolitości wśród głównych graczy UE…

Będąc konsekwentnym i wykazując wierność przyjętemu kierunkowi polityki zwalczał poglądy i zamierzenia największego mocarstwa świata, odwlekając bliską współpracę militarną, czy też przeciwstawiając się jej w kwestii tarczy antyrakietowej.

Wierny przyjętej taktyce, nie dokonywał żadnej korekty, nawet w obliczu pozbawienia Ukrainy Krymu w 2014 r., uznając za korzystniejszą sztamę ze wschodnim potężnym sąsiadem, którym to sposobem współtworzył zachodnią politykę w tym względzie.

Zadowolony z poparcia dostał zadanie zmiany władzy w ojczyźnie, której rząd tymczasem przyjął diametralnie odmienną politykę, burząc dotychczasowe jego osiągnięcia w wyniku współpracy z supermocarstwem światowym.

W trakcie rozpoczętego zadania zastała go wojna na Ukrainie, jasno pokazująca agresywną i barbarzyńską postawę dotychczasowego wschodniego sojusznika, co postawiło go w kompletnej kropce, co robić dalej?

Wpisał się konsekwentnie w postawę zachodniego hegemona, uznając ten sposób działania za bezpieczny i niekolidujący z otrzymanym zleceniem. Jak kameleon zmieniał publicznie poglądy, ukazując zaskakujące przemiany, charakterystyczne dla całego zachodu.

W powstałych trudnościach wynikłych z wojny i kryzysu energetycznego uruchomił kłamliwą nagonkę medialną, przypisując rządzącym sprawstwo nieszczęść dla narodu, co w warunkach dotkliwych problemów natrafiło na podatny grunt w świadomości wielu rodaków.

Nie miał innego wyjścia, nie posiadając racjonalnych argumentów naprawczych i nie mogąc ujawnić rzeczywistego zamiaru likwidacji własnego państwa na rzecz jakiejś struktury kontynentalnej pod hegemonią zachodniego sąsiada.

Przyjmując kłamliwą retorykę w walce z rządem broniącym za wszelką cenę niepodległości i suwerenności państwa, sądził, że w chaosie i zamieszaniu powstanie twór europejski, który najskuteczniej zapewni pokojową egzystencję narodów Europy.

Jako zwolennik przyspieszenia zdarzeń, eliminującego przebycie kolejnych etapów zmierzających do wyznaczonego celu, w działaniach nie przebierał w pustych i gołosłownych obietnicach, których realizacja miałaby charakter gruszek na wierzbie.

Przyjmując najbardziej korzystną wersję charakteru i postępków bohatera filmu „Nasz człowiek w Warszawie” widać, że mamy do czynienia z fantastą nieliczącym się z rzeczywistością, lecz bujającym w obłokach.

Jego teorie być może będą miały znaczenie w następnym wieku, ale my żyjemy tu i teraz. Potrzebujemy dzisiaj gwarancji bezpieczeństwa, których w żadnej mierze nie przyniesie nam rozbrojona polska armia.

Bohater ustami współpracowników usiłuje twierdzić, że podnoszenie zdolności militarnej kraju jest obecnie korzystne, ale w kompleksie jego uprzednich działań wypada nie tylko nieprzekonująco, ale wręcz komicznie.

Popełnił poważną pomyłkę i nie potrafi przyznać się do błędu. Może być oceniany tylko w kategoriach fantastyki naukowej, tak jak główna postać filmu pt. „Najwspanialszy”, ale nie taki powinien być poważny polityk.

Na spektaklu stworzonej komedii można się nieźle pośmiać. Nie pasuje ona do realnej władzy, od której oczekujemy stąpania po ziemi, a nie bujania w obłokach. Narzędzi fantastyki u naszego bohatera nie brakuje, o czym świadczy guzik szczęścia i dobrobytu…

Kulturowo przypomina bohatera „Kariery Nikosia Dyzmy”, zwarzywszy na maniery językowe obowiązujące w gronie jego ugrupowania, które medialnie usiłuje ukryć, ale współczesna technika wiele potrafi, o czym świadczą nagrania rozmów u Sowy…

Karabeusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *