Kłamstwo ma krótkie nogi, ale długą historię. Tak przedłużyłem znane przysłowie, gdyż sentencja, jak ulał pasuje do współczesności i to nie tylko polskiej. Pozostając nad Wisłą, popadam w coraz większe przerażenie, co do kondycji narodu.
Państwo, którego obywatele chcą być podobnie zasobni, jak na Zachodzie, tylko nie potrafią działać we własnym większościowym interesie. W kwestiach polityczno-wyborczych Polacy prawie w połowie populacji okazują się kompletnymi idiotami działającymi przeciwko swojemu żywotnemu interesowi.
Problem w tym, że jest to tendencja porównywalna do wtórnego analfabetyzmu… Mówię to całkiem poważnie, ponieważ postawioną tezę jestem w stanie poprzeć wieloma przykładami. Dzisiaj niemal cała opozycja, a przede wszystkim PO, to kłamcy medialni do N-tej potęgi.
Przyjęli to założenie, jako zasadniczą podstawę działalności polityczno-propagandowej, zgodnie z wcześniejszymi planami Palikota. Tenże twierdził, że z PiS-em można wygrać tylko przy pomocy totalnego kłamstwa.
Platforma ściśle się trzyma tej zasady, a ostatni występ marszałkini województwa nadodrzańskiego i jej wypowiedź o rtęci w Odrze zdementowana następnie przez władze niemieckie, na które się powoływała, to klasyczny przykład realizacji tej zasady.
Zresztą, wśród zwolenników Platformy tendencja politycznego przesądzania faktów a priori była i jest powszechna. W rozmowie z kolegą o wykształceniu wyższym i świetnych umiejętnościach menadżerskich usłyszałem wiele niepochlebnych słów o PiS-ie.
Podjąłem dyskusję i wówczas przekonałem się, że kolega krytykuje PiS, nie znając jego programu, z którym nie zamierzał się zapoznać. To nie moja bajka stwierdził, choć w sferze zawodowej zawsze dbał o to, aby żadnej decyzji nie podejmować przed wyjaśnieniem szczegółów sprawy.
Rozmawiam z wieloma koleżankami i kolegami emerytami, wśród których dominuje antypisowskie nastawienie. Kiedy stawiam pytanie dlaczego PiS im się nie podoba, nie są w stanie poza sloganami o demokracji niczego sensownego powiedzieć.
Niestety, dosłownie ani be, ani me, ani kukuryku. Pytam więc czy pobierają 13 emeryturę? Oczywiście – należy mi się – pada odpowiedź. Łaski nie robią, to są w końcu nasze wspólnie wypracowane pieniądze.
To się zgadza, komentuję. Tylko ktoś podjął decyzję w sprawie wypłacenia tej należności podczas, gdy za poprzedniej władzy stale słyszeliśmy zgraną płytę mówiącą w kółko, że „piniędzy” nie ma i nie będzie, a tymczasem miliardy złotych odpływały za granicę…
PiS wykorzystał koniunkturę, którą wypracowała wcześniej Platforma – pada riposta. Wówczas zachęcam emerytkę lub emeryta do sprawdzenia w aktach personalnych pod rządami której władzy otrzymywali podwyżki płac rzutujące na wysokość emerytury?
Pomijam już nawet milczeniem ową dobroć platformową Tuska, który przy pomocy sławnego guzika usiłował obdarzać rodaków dobrem, co sprowadzało się właśnie wyłącznie do efektu tego przycisku…
Absurdy intelektualne w których żyjemy są dlatego tak porażające, że opisywaną postawę zajmuje wolny, wykształcony z olbrzymim doświadczeniem zawodowym człowiek, którego w przeciwieństwie do PRL-u, nikt do niczego nie zmusza.
Tamten ustrój był narzucony siłą i przy pomocy siły utrzymywany. Obecnie każdy potencjalny wyborca może swobodnie decydować o tym, kogo wybierze sobie do sprawowania władzy.
Pomimo tej swobody, zwłaszcza bardziej wykształcone kręgi społeczne, chcące uchodzić w różnym zakresie za elity intelektualne, zachowują się tak, jakby umyślnie chciały działać przeciwko swojemu interesowi.
Z przyczyn magicznych i niezrozumiałych ci ludzie postradali poczucie własnego bezpieczeństwa, głosując na partie działające w interesie około 10% najbogatszego polskiego społeczeństwa.
Choć ta pozostała część stanowi 90% ogrom populacji naszego narodu i mogliby bogatszych, cwanych przeciwników przykryć przysłowiowymi czapkami, to jednak tego nie robią, z niewiadomych przyczyn działając w interesie krętaczy. oszustów i złodziei, których do tego na co dzień potępiają!
Oczywisty absurd przewyższający te z czasów PRL-u. Kojarzy mi się w tym momencie znany skecz z kabaretu „Dudek” pt. „Na wyrębie” w wykonaniu Bronisława Pawlika i Jana Kobuszewskiego.
Rozmowa dwóch grzybiarzy, z których pierwszy pobłądził w lesie przed wybuchem wojny i nagle odnalazł się w PRL-u, którego dobrodziejstwa pełną garścią opisuje mu tern drugi, niezwykle zadowolony z dobrodziejstw ustrojowych.
Puenta szczególnie istotna. Ten zagubiony, po wysłuchaniu rewelacji na temat funkcjonowania ustroju socjalistycznego, zamiast wrócić do rzeczywistości, nie mogąc jej pojąć logicznie, powraca do lasu na grzybki.
W obliczu totalnych kłamstw opozycji i zachowań sondażowych niemal połowy uprawnionych do głosowania popierających te bezeceństwa, też z chęcią udałbym się do olbrzymiego boru na grzybki, gdyż skala głupoty części rodaków powala mnie dokumentnie.
Karabeusz