TARGOWISKO PRÓŻNOŚCI…

Tak mi się kojarzą obietnice wszystkich partii politycznych. Skojarzenie jest jednolite, choć uczciwie przyznać muszę, że moralny tytuł do prezentowanych projektów posiada jedynie Jarosław Kaczyński, z racji udowodnionych osiągnięć w tej kadencji władz.

Nie zmienia to oceny występów partyjnych, ponieważ przyszłość jest niepewna. Wpływają na nią różne obiektywne, trudne do przewidzenia okoliczności, stąd zapowiadane korzyści zawsze mają przymiot prawdopodobny i dlatego prezentować je należy w sposób zamierzający, bez kategorycznej pewności.

Na targu próżności głoszonych lukrowanych profitów przez szefów partii, lub ich protegowanych przewija się cała gama dostrzeżonych wad przez autora tytułowej powieści  Williama Makepeace Thackeraya, wydanej w 1847 roku.

Kampanijne zgromadzenia, jak z kalki nawiązują do spostrzeżeń wypowiadanych w literaturze, w tym także polskiej. Prezentowana jest cała gama różnorodnych postaci, którym przypisywano wielorakie wady.

Opisując istotę kampanii wyborczej naszych milusińskich, można stworzyć całkiem nowy satyryczny świat, czy raczej cyrk polityczny, posługując się znanymi już z literatury przywarami i śmiesznostkami.

Taka formuła porównawcza może trafiać jedynie do ludzi oczytanych, czyli należących do grona inteligencji, choć po prawdzie nie bardzo wiadomo, kto broni jeszcze naszej kiepskiej statystyki, mówiącej, iż bywały lata, w których statystyczny Polak nie przeczytał ani jednej książki!

Liczbowe odzwierciedlenie problemu nie jest podawane precyzyjnie, stąd trudno ocenić, kto w tej masie przewodzi, innymi słowy, czy oczytanie prezentują osoby należące do bardziej wykształconego polskiego społeczeństwa, czy też raczej odwrotnie..?

Nie jest pewne, co oznacza praktycznie pojęcie człowiek inteligentny? Oczywiście teoretyczna definicja pozostaje jasna, kłopot mamy dopiero z dopasowaniem tego sformułowania do konkretnych polskich grup społecznych, w tym politycznych.

Gloryfikowana przez wiele lat monopolu medialnego Platforma Obywatelska, jako skupisko polskiej elity inteligencji, zdewaluowała to pojęcie do tego stopnia, że dzisiaj nie ma żadnego tytułu do sięgania po taką ocenę.

Człowiek moralnie inteligentny to nie ten, który posiada wiedzę, wykształcenie, ale tym przymiotem nazywa się osobę, która potrafi z przyswojonej nauki i umiejętności zrobić użytek i to w pozytywnym, społecznym tego słowa znaczeniu.

Tam, gdzie wypowiadanym słowom można przypisać oczywisty fałsz, albo rynsztokowy wulgaryzm, trudno operować dodatnimi określeniami. W rezultacie tego typu inteligencję należy zakwalifikować do cwaniactwa i to w naszym przypadku, bardzo taniego…

Skutki zjawiska widać w praktyce zaświadczającej, że gloryfikowane osoby okazują się być miernymi pyskaczami w momencie, gdy dochodzą do władzy, która od nich wymaga konkretnych umiejętności zarządczych koniecznych do podjęcia na przykład w czas katastrofy podatkowej, migracyjnej, ekologicznej, etc…

Umiejętność cynicznego obmawiania i tym samym zdradzania własnej Ojczyzny na międzynarodowej arenie z powodu strat materialnych wynikających z ciągnięcia niedozwolonych prawnie zysków też nie przystaje do pozytywnej cechy inteligencji, a raczej uzasadnia znany gest Kmicica względem Kuklinowskiego…

Na takie potraktowanie zasługują wszyscy ci, którzy w bezczelny sposób zaniedbywali swoje obowiązki publiczne w czasie dzierżenia władzy, doprowadzając do miliardowych naszych strat, a dzisiaj udają potulnych baranków w rzeczywistej skórze lisów i wilków…

W podsumowaniu, powstaje konkretne rzeczowe pytanie, na ile ten zwierzyniec polityczny zostanie przez wyborców właściwie rozszyfrowany i zgodnie z rzeczywistością potraktowany kartką wyborczą…?

Karabeusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *