MIGAWKI Z EURO 2020…

Po odpadnięciu naszej drużyny z Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej zaczną się, jak zwykle rozliczenia. Być może trzeba będzie znaleźć winnego w osobie trenera. Plany były bardzo optymistyczne – minimum wyjście z grupy, a potem zobaczymy, mamy przecież Roberta Lewandowskiego…

Ze względu na tę personę, co więksi optymiści przewidywali coraz to bardziej korzystne prognozy. Pierwszy prysznic w postaci porażki ze Słowakami już jasno pokazał, że nie mamy drużyny, a piłka, to przecież gra zespołowa.

Po remisie z Hiszpanią, co bardziej zapalczywi już upatrywali w naszej drużynie pretendentów być może do finalnych osiągnięć. Ile to nasłuchałem się opinii fachowców piłkarskich o tym, jaki potencjał piłkarski drzemie w naszych biało-czerwonych.

Bardzo lubię i szanuję Jana Tomaszewskiego, ale jego podobna diagnoza wydała mi się nietrafna. Szczytem wszystkiego był mecz ze Szwedami. Najpierw w pierwszych dwóch minutach daliśmy się zaskoczyć, jak dzieci, niepozbierane jeszcze do jakiejkolwiek obrony własnej bramki.

Zresztą, drugi gol Szwedów też obrazował kompletną bezradność naszej obrony. A to, co zrobił nieszczęsny bramkarz na 3 minuty przed końcem meczu, kiedy to dwa gole Roberta Lewandowskiego dawały nam remis, zakrawa na szczyt głupoty do pewnej księgi…

Najpierw wykopał piłkę, podając wprost przeciwnikom, która po kilku wymianach podań i szaleńczej interwencji naszych obrońców ledwo do niego dotarła. Po czym, kolejny raz podał ją Szwedom, którzy tego drugiego prezentu już nie zmarnowali, doprowadzając do wyniku 2:3.

Jan Tomaszewski za słaby występ biało-czerwonych obarczał trenera, który usiłował zmienić mentalność naszych piłkarzy. Patrząc z perspektywy trzech meczów, trzeba powiedzieć, że trener miał rację.

Rzeczywiście należy natychmiast zmienić mentalność polskiej drużyny, która zgranego teamu nie prezentowała. Właściwie jedynym zawodnikiem, do którego nie można mieć żadnych pretensji jest Robert Lewandowski, który zrobił swoje, czyli strzelił trzy bramki w trzech meczach.

Reszta wyglądała jak 10 luźno związanych trampkarzy, grających amatorsko w niedzielę, w celu zabicia czasu, czy sprawienia sobie przyjemności samą grą. O nieszczęsnym bramkarzu już więcej nie powiem, bo gol samobójczy i samobójcze piłki kierowane do rywali zamiast do własnych obrońców, mówią same za siebie.

Obrona, dziurawa, jak sito, a właściwie brak głównodowodzącego stopera, kierującego tą formacją, bo doprawdy nie wiadomo, kto miałby nim być? Pomocnicy, z zapalczywością Krychowiaka tylko osłabiali drużynę…

Zresztą, porównania wymienionego czynione niekiedy do Kazimierza Deyny, w praktyce są żenująco nietrafne. Praktycznie, nie mamy nikogo w pomocy, kogo stać na zatrzymanie piłki, uporządkowanie gry i rozpoczęcie przemyślanego ataku.

W tym ostatnim mieliśmy natomiast słupków i poprzeczek, co niemiara, strzałów na wiwat, strzelania w mur przeciwnika i multum byle, jakiego pozbywania się piłki. Nie jestem fachowcem od tego sportu, toteż nie będę przeczył zdaniu większości znawców, którzy uważają, że mamy bardzo duży potencjał zawodników na wysokim europejskim poziomie.

Może to prawda, tyle, że ten potencjał gra w sposób chaotyczny i nieuporządkowany i to jest właśnie indywidualna mentalność, którą trener usiłuje słusznie zmienić. Zgrania drużyny nie da się jednak dokonać w kilka miesięcy.

Grzegorz Lato pytany o fenomen jego ówczesnej drużyny, stwierdził, że byli to zawodnicy ligi krajowej, których można było stosownie do potrzeb czasowych wyćwiczyć i stworzyć zgrany zespół, z czym dzisiaj, mimo istniejącego potencjału piłkarskiego mamy poważny problem.

Jeśli tak w istocie jest, to może naszej drużynie potrzeba, jak Małyszowi, czy Stochowi, stałego psychologa, który by okiełznał te indywidualności, uspokoił i zaprowadził na drogę  przemyślanej i racjonalnej gry, bo jak na razie team wygląda trochę, jak typowi przedstawiciele pewnego zamkniętego zakładu służby zdrowia…

Karabeusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *