ZALEŻNOŚCI…

Żyjemy w zwariowanym świecie, w którym to, co powinno stać na nogach, stoi na głowie, a to, co powinno być nazwane stojącym na głowie uchodzi za normalność. Absurdalność tego zjawiska jest widoczna na każdym kroku, co widać nie tylko w wielkiej polityce, ale przede wszystkim w szarej codzienności.

Rzucające się w oczy idiotyzmy nie robią już większego wrażenia z racji ogromu tych zjawisk, z czasem charakteryzujących się powszechnością i w następstwie powodujących zobojętnienie społeczne na głupoty.

Mamy oczywiście jednostki prawidłowo reagujące na te aberracje, ale chyba zmniejsza się ich liczba. Nie stanowiąc, w swoim mniemaniu, większości społecznej nie protestują przeciwko tym bzdurom.

Nie wiadomo jednak czy znajdują się w gronie mniejszościowym, gdyż w tym zakresie żadnych badań nie prowadzono, ale zachowują się tak jakby były… Z tego powodu na wszelki wypadek nie protestują przeciw głupotom, by ich nie zakrzyczała wyimaginowana większość.

W tych okolicznościach jesteśmy skazani na rozprzestrzenianie się banialuk, ponieważ ludzie wykształceni, doświadczeni nie podejmują publicznie działań naprawczych w obawie o wyśmianie, potępienie, czy może nawet szykany?

Sprawa jest poważna o tyle, że dotyka newralgicznych sfer życia społecznego, z których powinny płynąć słowa naprawcze. Mam na myśli szeroko rozumianą oświatę, w tym szkolnictwo powszechne i wyższe a także przedstawicieli jednostek naukowych.

Te gremia świadome zła poprzez swoje zaniechania de facto wpisują się na listę zwolenników fatalnych, wymagających potępienia poglądów i zachowań. Oczywiście nie bezpośrednich i czynnych, ale biernych.

Od tych zastępów wysoce wykształconych jednostek społeczeństwo oczekuje reakcji, a skoro jej nie ma, to poczytuje się, że wszystko jest w porządku. Zapewne w kręgach prywatnych dochodzi do racjonalnej wymiany ocen, ale to nie przekłada się na szersze oddziaływania społeczne.

Jak można zmienić sposób postępowania naszej elity intelektualnej, aby zrozumiała, że ma nie tylko prawo, ale przede wszystkim podstawowy obowiązek reakcji, czyli powinna publicznie jednoznacznie potępiać występujące bezeceństwa?

Pomijam w tym miejscu sferę kulturowo-artystyczną, gdyż ona w znacznej mierze jest głosicielem, odtwórcą zachowań społecznych i tym samym nie stanowi trzonu naprawczego dla społeczeństwa.

Rzeczywiste elity intelektualne pozwalają na szerzenie się małpich zachowań, będących naśladowaniem wybryków charakterystycznych może dla wczesnej rozwydrzonej młodości, ale na pewno nie dla osób dorosłych.

Przypisać to trzeba ogólnemu medialnemu trendowi, który w wielu dziedzinach życia społecznego charakteryzuje się znacznym i nadal postępującym obniżeniem poziomu intelektualnego. Z jakim przestajesz, takim się stajesz!

W konsekwencji, wielu przedstawicieli dzisiejszej elity intelektualnej dość znacznie obniżyło swoje loty, co można sparafrazować znanym ze szkoły powiedzeniem: oni orłami nie są, wiec mogą z powodzeniem siedzieć przy otwartych oknach…

Oczywiście stosunek proporcji intelektualnej tych elit do całego społeczeństwa został zachowany, ponieważ wszyscy równo podlegamy temu ogłupiającemu modelowi degrengolady w poszczególnych dziedzinach wiedzy i informacji.

Porównując jednak poziom np. nauczyciela szkoły powszechnej wykształconego w II RP, z tym wykształconym w III RP widzimy przepaść. Tu nawet nie chodzi o zasób wiedzy i umiejętności pedagogiczne, ale przede wszystkim o podejście do pracy.

Są takie profesje, których wykonywanie łączy się z pojęciem powołania i nauczyciel należy właśnie do tego kręgu zawodowego. U dzisiejszych nauczycieli widzę „powołanie” do strajków, protestów i rozrób politycznych. Zresztą niewiele lepiej jest w wyższych uczelniach, które powinny świecić przykładem dla ogółu uczących.

To zjawisko jest niestety zaprzeczeniem własnego katalogu zasad odzwierciedlonych w Akademickim Kodeksie Wartości. Nawet ci mądrzejsi, dobrze wyedukowani do pełnienia swojej roli, gdzieś się pochowali po kątach i zupełnie nie reagują na otaczający świat stojący na głowie, zamiast na nogach.

W tych warunkach trudno oczekiwać naprawy złej rzeczywistości, bo niby z jakiego źródła miałaby ona pochodzić? Ostatnio zarysowała się taka tendencja, że za naprawę zabierają się politycy, pokazujący na różnych uroczystościach pojęcie wspólnoty narodowej, patriotyzmu, dbałości o własne państwo, etc.

Nie negując słuszności takich zachowań, trzeba zauważyć, że ten model naprawczy wykazuje istotny mankament. Prezentowane wzorcowe zachowania są utożsamiane z partią polityczną, co stwarza podatność na ich lekceważenie, bagatelizowanie, czy wręcz wyśmiewanie.

Zależności są takie, że trendy naprawcze muszą płynąć od autentycznych rzetelnych elit intelektualnych, bo inaczej nie zostaną przyjęte w sposób poważny, ponieważ współcześnie posługujemy się i słuchamy powszechnie autorytetów.

A te, niestety głęboko zasnęły, niczym przysłowiowy niedźwiedź na porę zimową, tyle, że senny okres trwa u nich nieprzerwanie już, co najmniej dobre kilkanaście lat i nie widać widoków na przebudzenie.

Tadeusz Michał Nycz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *