MISTYFIKACJA…

Motto: czyli bajeczki z moich przemyśleń beczki…(nie chcąc urazić uczuć religijnych, niniejsze wynurzenia traktuję bajkowo, choć każda bajka ma swój morał…).

Otworzyłem kalendarz, dzisiaj 2 listopada, urodziny Bohdana i Tobiasza, a wczoraj, pierwszego, Wszystkich Świętych. W kalendarzu babci pod dzisiejszą datą rokrocznie było zawsze zapisane: „Dzień Zaduszny”.

Kiedyś, jako malec jeszcze słabo czytający, zapytałem ją co to znaczy? To taka tradycja modlitwy za dusze zmarłych, usłyszałem odpowiedź. Przyjąłem do wiadomości nie wchodząc w szczegóły, zresztą nie byłem wówczas w stanie ze względu na zbyt małą wiedzę ogólną.

Zmiany niedawne, bo w terminarzu z 2021 r. wydanym przez Wydawnictwo Impuls podano pod dzisiejszym dniem: „Dzień Zaduszny”. Skojarzyłem osobliwy dzień z artykułem: „Chrześcijaństwo i reinkarnacja, czy to się łączy?” „Nieznany Świat” nr 11 z 2025 r.

Autor podał, że wszystkie religie chrześcijańskie reinkarnację uznają za herezję. To ciekawe, czemu dzień 2 listopada nie nazwano „Dniem Zadusznym i Zacielnym”, skoro dla naszego ciała przypisuje się rolę nierozerwalną z jedną duszą?

Jezus mówił ponoć, że on jest Eliaszem, który ma znów przyjść, co nie wykluczało pojęcia reinkarnacji. Święci Kościoła Katolickiego Hieronim i Augustyn odrzucili jednak powrót na ziemię duszy Eliasza, przyjmując to, jako twierdzenie bezdyskusyjne.

To mi trochę przypomina współczesność, w której niektórzy jej znawcy twierdzą, że przywracają praworządność tak, jak oni ją rozumieją, a nie tak, jak brzmi literalnie słowo obowiązującego powszechnie najwyższego w Polsce prawa.

Różnica zasadnicza, o tyle, że wiara religijna pozostaje wiarą pierwotną w naturalnym tego słowa znaczeniu, gdyż jej nie sposób udowodnić. Można ją jedynie albo przyjąć, albo odrzucić innego wyjścia nie ma.

Z oceną współczesności jest inaczej, ponieważ wiara w wypowiadane o niej słowa nie ma racji bytu o tyle, że te sformułowania mogą być bez trudu skontrolowane i tym samym udowodnione, jako prawda, lub jako fałsz.

Wiara rzeczywista to dogmat, o którego słuszności nie ma, co dyskutować, stąd rodzi się pytanie, po co to robić? Poruszanie takich kwestii nie jest jednak obce człowiekowi rozumnemu, bo inaczej nie byłoby nauki pod nazwą „filozofia”, ani powołanego artykułu.

Oglądałem ostatnio amerykański film kryminalny pt. „Detektyw w szpilkach” z Kathleen Turner w roli tytułowej. Poszukująca prawdy pani detektyw kieruje się przy rozwiązywaniu zagadki kryminalnej znamiennym przesłaniem: „trzeba iść drogą kasy…”

Przenosząc tę sentencję na aspekt religijny, a właściwie na dobra struktur kościołów chrześcijańskich, łatwo odpowiedzieć na pytanie, dlaczego hierarchowie tak konsekwentnie potępiali reinkarnację.

Uznanie reinkarnacji uniemożliwiłoby panowanie kościołów nad człowiekiem. Przeciętny śmiertelnik twierdziłby, że bezgrzeszne życie będzie prowadził w N-tej reinkarnacji, a teraz pohula, jakby piekła nie było, bo Jezus odpuszczał najcięższe grzechy, choćby Barabasza…

Kościoły nie miałyby argumentów przeciwko temu, stąd grono naprawdę wierzących i łożących finansowo, łudzonych odkupieniem win w zamian za złoto na rzecz tych struktur kościelnych znacznie, albo gruntownie zmalałoby niemal do zera.

Do tego dopuścić nie wolno było, w obawie o własne latyfundia, dlatego doktryna kościelna odżegnuje się od reinkarnacji, jak przysłowiowy diabeł od święconej wody, choć w układzie przyczynowo-skutkowym ich głoszone dogmaty słabo trzymają się logiki.

Kontakt duchowy żywych z umarłymi istniał w wierze przedchrześcijańskiej w formie „dziadów” opisywanych w wielkim poemacie pod tym tytułem napisanym przez naszego polskiego wieszcza Adama Mickiewicza.

Chrześcijaństwo walczyło z tym pogańskim zwyczajem, który łączył akurat ducha z ciałem, skoro na groby przynoszono pożywienie, dla tych, którzy odeszli. Zaduszki zostały natomiast ukształtowane, jako zwyczaj chrześcijański w opozycji do „dziadów”.

Chcąc nie chcąc, w odróżnieniu skoncentrowano uwagę wyłącznie na duszy, jakby potwierdzając możliwość reinkarnacji. Z prochu powstałeś i w proch się zamienisz, któremu to powiedzeniu nie towarzyszą dalsze opisy obiecanego zmartwychwstania.

Istotne jest przecież pytanie, w jakich warunkach wiekowych człowiek zmartwychwstanie? Mało kto chciałby odrodzić się u schyłku swojego życia, kiedy to niejeden niedomaga, albo nawet nie ma już pojęcia o Bożym świecie…

Tymczasem reinkarnacja rozwiązuje problem logicznie, gdyż w warunkach tej tezy dusza odradza się w kolejnym ciele, a w dniu sądu ostatecznego ogarnia ją znajomość wszystkich poprzednich wcieleń i wedle uczynków jest globalnie sądzona.

Kolejne uprzednie wcielenia zależą od naszej duszy, która może, ale nie musi ponownie przyoblec się w ciało, co wyraźnie realizuje powszechnie podnoszoną i przypisywaną prawdę o wolnej woli człowieka.

W tym wszystkim tu i teraz nie widać „drogi po złoto” dla struktur kościelnych i dlatego mamy ułomne „Zaduszki”, nielogicznie utożsamiające duszę z jednym ciałem, z przejawem pomnikomanii nagrobnej, niewartej tego prochu, w który się przeobrazimy…

A prawda to, czy bajka – jak wiara, dla każdego Czytelnika, jak kto woli…?

Tadeusz Miłowit Lubrza

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *